Szczepionki czy woda? Co wstrzykiwano dzieciom?

Czy pielęgniarka z Pruszkowa fałszowała dodatkowe szczepionki dla dzieci? Tak podejrzewają rodzice. Ich zdaniem zamiast przeciwciał Małgorzata R. wstrzykiwała coś innego, a pieniądze zatrzymywała dla siebie. Pielęgniarka dodatkowe szczepienia wpisywała tylko do książeczek zdrowia dzieci. W dokumentacji przychodni ich nie ma.

- Dziecko trafia do szpitala i pierwsze pytanie jest o szczepienia. Co ja mam powiedzieć? – pyta Łukasz Żółtowski, którego córkę szczepiła Małgorzata R.

Pani Renata i Łukasz Żółtowscy są małżeństwem od ośmiu lat. Mieszkają w Pruszkowie niedaleko Warszawy. Od lat marzyli o dziecku. Osiem miesięcy temu marzenie spełniło się - urodziła się im córka Maja.

Państwo Żółtowscy opiekę medyczną nad dzieckiem powierzyli przychodni DOM MED w Pruszkowie. Tam korzystali z usług lekarzy oraz szczepień, które wykonywała dyplomowana pielęgniarka Małgorzata R.

- Wybraliśmy tę przychodnię, bo jest blisko, lekarz został mi polecony, słyszałam też że pielęgniarka, pani Małgosia jest sympatyczna i dba o dzieci – opowiada Renata Żółtowska.

Państwo Żółtowscy, podobnie jak i  inni rodzice, mieli pełne zaufanie do pielęgniarki. Wierzyli, że powierzają zdrowie swojego dziecka w dobre ręce.

- Podstawowe założenie jest takie, że ufamy służbie zdrowia, bo to jest ingerencja w organizm – mówi Łukasz Żółtowski.

Wielu z rodziców korzystało z nierefundowanych szczepionek, za które musieli zapłacić. I to słono. Przykładowo: szczepionka na pneumokoki kosztuje 870 złotych, a na rotawirusa 620 złotych. Pieniądze za szczepionki, jak twierdzą rodzice, trafiały  bezpośrednio do rąk pielęgniarki - pani Małgorzaty.

Kilka tygodni temu do rodziców dotarła szokująca wiadomość. Jak twierdzi dyrektor przychodni, pani Małgorzata fałszowała dokumentację medyczną. Wpisane szczepienia w książeczkach zdrowia dzieci nie zgadzają się z wpisami w kartach szczepień. 

- W książeczce zdrowia jest napisane zupełnie co innego niż w karcie uodpornień mojego dziecka. W mojej karcie nic się nie zgadza. Kupowałam dodatkowe szczepionki i mam to wpisane w karcie, natomiast nie ma ich w karcie uodpornień. Ja w tej chwili nie wiem, czy moje dziecko ma odporność na tak poważne choroby, jak błoniec czy krztusiec. To są choroby, które zagrażają życiu – mówi Marta Lenart, która szczepiła córkę w pruszkowskiej przychodni.

- W książeczki zdrowia było wpisane natychmiast po szczepieniu dziecka, natomiast karty szczepienia nawet nie nadążałam wyjmować z tego względu, że było dużo ludzi. Pieniądze od pacjentów były rozliczane z administracją przychodni – zapewnia Małgorzata R., była już pielęgniarka pruszkowskiej przychodni.

- Moim zdaniem pielęgniarka nie wyjmowała tej szczepionki, a pieniądze brała – mówi Nina Lewandowska, pielęgniarka przychodni DOM MED w Pruszkowie.

Pani Małgorzata twierdzi, że każdą szczepionkę podawała i rozliczała się ze sprzedaży. Dyrektor przychodni jest innego zdania. A rodzice boją się o życie swoich dzieci, bo nie wiedzą, na jakie choroby są odporne, a na jakie nie.

- Na pewno jest to błąd w nadzorze dyrektora tej przychodni. Nadzór merytoryczny nad pracą pielęgniarki, jak i cały obrót finansowy powinien być przez niego kontrolowany, a ten proceder trwał kilka lat – mówi Mirosław Górecki, dyrektor Powiatowej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Pruszkowie.

Sprawą pruszkowskiej przychodni zajęła się policja oraz prokuratura. Na wyjaśnienia trzeba będzie poczekać. Dzieci czekać jednak nie mogą. By ratować ich zdrowie, muszą być natychmiast poddane badaniom.

- Ważne jest zbadanie przeciwciał, które wytworzyły się u dziecka. Niestety, nie ma w Polsce badań w stosunku do rotawirusów – mówi Mirosław Górecki, dyrektor Powiatowej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Pruszkowie.*

* skrót materiału

Reporterka: Żanetta Kołodziejczyk-Tymochowicz

interwencja@polsat.com.pl