Wycięli prywatny las. Chcą za… robociznę
Nadleśnictwo Białogard przez pomyłkę wycięło z prywatnej działki państwa Janiszewskich ponad 100 drzew! Później zaproponowało małżeństwu, że odkupi wycięte drzewo, ale odliczy… swoją robociznę! Państwo Janiszewscy oddali sprawę do sądu. Proces kosztuje ich fortunę.
Państwo Janiszewscy z Białogardu w październiku 2008 roku kupili od gminy działkę rolną, która była częściowo zalesiona. Miesiąc później pracownicy Nadleśnictwa Białogard weszli nielegalnie na teren Janiszewskich i wycięli im sto drzew.
- Złapałem ich na gorącym uczynku, jak cięli te drzewa. Przerwali pracę i wyszli, zostawiając cały bałagan na naszej działce – opowiada Dariusz Janiszewski.
- Ubolewamy nad tym, bo taka rzecz nie powinna mieć miejsca. Niewątpliwie wyrządziliśmy szkodę państwu Janiszewskim. Granice działek często są niewyraźne, o pomyłkę nietrudno. Wartość tego drewna wynosiła 1500 zł – mówi Zdzisław Tomczak z Nadleśnictwa Białogard.
To fragment uzasadnienia wyroku Sądu Okręgowego w Koszalinie:
„W opinii biegłego wskazano, iż granica była widoczna z uwagi na pokrywanie się z nią drogi leśnej. Co więcej, pracownicy powinni posiadać znajomość czytania map i innych materiałów kartograficznych oraz powstrzymywać się od wkraczania na teren prywatny”.
- Nadleśnictwo napisało, że mogą od nas odkupić to drzewo jako zrywkę, ale jeszcze musimy zapłacić za to, że oni nam to drzewo wycięli – mówi Izabela Janiszewska.
Janiszewscy oddali sprawę do sądu w Koszalinie. Zażądali od nadleśnictwa 609 tys. zł odszkodowania. Wyliczyli, że gdyby sami, bez zgody gminy, wycięli te drzewa, mogliby zostać ukarani właśnie taką kwotą. Sąd nie uznał tego wyliczenia i ostatecznie wycenił ich krzywdę na 1480 zł. Państwo Janiszewscy odwołali się od tego wyroku i przegrali. Teraz czekają na kasację sprawy.
- Odszkodowanie za to drzewo jak najbardziej się należy i zostało zasądzone, natomiast dosyć mocno to się rozminęło z oczekiwaniami poszkodowanych w tej sprawie. Sąd stwierdził, że nie można żądać zapłaty kilkuset tysięcy złotych za wycinkę drzew na działce, która była zakupiona za kwotę około 20 tys. zł – informuje Sławomir Przykucki z Sądu Okręgowego w Koszalinie.
- Po co są te sądy? Teraz każdy może wejść na twoją działkę, do twojego mieszkania, zrobić bałagan i nawet nie powiedzieć „przepraszam”. Na moim terenie ja mogę zrobić wszystko, ale nie ktoś obcy – mówi Izabela Janiszewska.
Konflikt pomiędzy Janiszewskimi a nadleśnictwem trwa od pięciu lat. Sąsiedzi, których oddziela wąska droga o sprawie rozmawiają tylko na sali sądowej. Nieoczekiwanie nam udało się doprowadzić do ich spotkania.
Reporterka: Dlaczego pan wtedy nie wezwał prokuratora?
Dariusz Janiszewski: Bo znałem tych ludzi. Ten człowiek twierdził, że weszli pomyłkowo, ja przyjąłem to, jak przyjmuję każdego człowieka. Mówię: dobrze, pomyłkowo, więc zgłoście to do nadleśniczego, będziemy rozmawiać. Nie było żadnego odzewu.
Nadleśniczy: Faktem jest, że weszliśmy omyłkowo w pański las, za co po raz kolejny pana przepraszamy.
Dariusz Janiszewski: Pańska omyłkowość kosztuje mnie 3200 zł, plus koszty mojego adwokata, plus koszty sądu, plus koszty biegłego. W sumie to jest około 40 tys. zł. Tak kosztują mnie pana przeprosiny!
- Pan Janiszewski nie wzywając prokuratora i nie składając zawiadomienia o popełnieniu przestępstwa uważał, iż będzie w stanie z Lasami
Państwowymi dojść do jakiegoś porozumienia. Wydaje mi się, że bardzo się przeliczył – komentuje Maciej Morawiec, prawnik.
- Na sali sądowej padło zdanie, że duży może więcej. My jesteśmy malutcy, duże jest Nadleśnictwo, czyli oni mogą takiego malutkiego obywatela jak my po prostu połknąć – podsumowuje Izabela Janiszewska.*
* skrót materiału
Reporterka: Małgorzata Pietkiewicz