Wrobiony w zabójstwo - pobity na komendzie

Mirosław Siwiak został wrobiony w udział w zabójstwie, ale nie to spędza mu sen z powiek. Mężczyzna twierdzi, że został brutalnie pobity przez policjantów, którzy próbowali wymusić na nim przyznanie się do winy. Lista obrażeń była tak długa, że pan Mirosław trafił do szpitala, a później, na skutek traumy, na oddział psychiatryczny. Śledztwo umorzono.

Dobrzyca to mała miejscowość w pobliżu Piły. 21 marca 2012 roku około godziny siedemnastej wybucha tam pożar. Płonie stuletnia leśniczówka Płociczno. Wszystko wygląda na nieszczęśliwy wypadek.

W spalonym domu strażacy odnajdują jednak dwa ciała. To leśniczy Zdzisław Krause i jego żona. Okazuje się, że wcześniej oboje zostali bestialsko zamordowani. Sprawcy zadali im po kilkanaście ciosów nożem. Potem podpalili ich zwłoki, aby zatrzeć ślady zbrodni.

- Po prostu podeszli pod drzwi, zapukali i zamordowali dwoje ludzi – mówi Magdalena Mazur-Prus z Prokuratury Okręgowej w Poznaniu.

- Potrzebowali parę złotych na narkotyki i na alkohol. To był ich główny powód zabójstwa – dodaje Bartosz Krause, syn zamordowanych.

Dwa dni po zabójstwie policja zatrzymuje Marcina K. i Rafała S., 30-letnich mieszkańców Piły. Pierwszy przyznaje się do udziału w zbrodni. Na dodatek postanawia ujawnić trzeciego sprawcę. Nie pamięta jego nazwiska, podaje za to pseudonim - „Siwy”.

- Miałem pecha, zostałem można powiedzieć wylosowany. Każda osoba mogła się znaleźć na moim miejscu. Ktoś mnie zrzucił z tapczanu, było: gnoju, nie ruszaj się, nie odzywaj się – opowiada o zatrzymaniu Mirosław Siwiak, który został wrobiony w udział w zabójstwie.

- Pan Mirosław nawet nie znał tych ludzi. Był to zwykły, normalny chłopiec – mówi Krzysztof Wyrwa, pełnomocnik pana Mirosława.

Mirosław Siwiak spędził na komendzie prawie dwie doby. Miał alibi na czas morderstwa. Był w pracy. Jego wersja na nikim nie zrobiła jednak większego wrażenia.

- Na komendzie bito mnie w głowę, uderzano z kolana, szarpano, rzucano w kąt i kazano leżeć – opowiada pan Mirosław.

Po wyjściu z komendy pan Mirosław trafił do szpitala. Stwierdzono u niego wstrząśnienie mózgu, pękniecie błony bębenkowej ucha oraz szereg zasinień i otarć. Na skutek traumy tydzień spędził na oddziale psychiatrycznym. W kwietniu 2012 roku złożył do prokuratury zawiadomienie o popełnieniu przez policjantów przestępstwa.

- Żaden z policjantów nie mówi, że nadużył środków przymusu lub postąpił w sposób, który mógł spowodować obrażenia ciała – mówi Magdalena Mazur-Prus z Prokuratury Okręgowej w Poznaniu.

- Żaden z nich nie powiedział, że ktokolwiek bił. Nie wskazał na siebie ani nie pomówił innego. A przecież musieli widzieć, kto bił – opowiada Krzysztof Wyrwa, pełnomocnik pana Mirosława.

W czerwcu zeszłego roku prokuratura umorzyła śledztwo w sprawie pobicia pana Mirosława. Śledczy przyznali, że do pobicia doszło. Nie byli jednak w stanie stwierdzić, który z policjantów zadawał ciosy.

- Funkcjonariusze nie złamali prawa ani nie przekroczyli swoich uprawnień. Podczas takich zatrzymań policjanci są uprawnieni do stosowania środków przymusu bezpośredniego – twierdzi Andrzej Borowiak z Komendy Wojewódzkiej Policji w Poznaniu.

- My wiemy, że sprawcy są! To policjanci. Nie wiemy tylko którzy – mówi Krzysztof Wyrwa, pełnomocnik pana Mirosława.

Pobity mężczyzna domaga się od policji odszkodowania w wysokości 60 000 złotych. Szanse na uzyskanie go są jednak żadne. Tymczasem prawdziwi mordercy kilka tygodni temu usłyszeli wyrok. Za zamordowanie państwa Krause sąd skazał ich na dożywocie.*

* skrót materiału

Reporter: Rafał Zalewski

rzalewski@polsat.com.pl