Po co ta fundacja?

Fundacja na rzecz Ziemi Milickiej powstała tylko po to, żeby spłacić ponad 9 mln. zł długu, który spadł na powiat milicki po prywatyzacji miejskiego szpitala. W tym celu fundacja zaciągnęła kredyt w banku, spłaca go sukcesywnie, wyprzedając majątek powiatu. Problem w tym, że owy majątek jest zbyt mały, by pokryć dług, więc i tak spłacić go będzie musiał powiat. Po co więc zakładano fundację? Po co tworzono kolejne miejsca pracy?

Sprawa zaczęła się w 2011 roku. Wtedy powstała „Fundacja na rzecz Ziemi Milickiej”. Fundację założył Powiat Milicki, reprezentowany m. in przez starostę Piotra Lecha. Dopiero po trzech lata wyszło na jaw, że starosta występuje w niej w podwójnej roli, jako osoba prywatna i jako przedstawiciel powiatu.

Reporterka: Jakie to były pieniądze, które pan wniósł w założenie tej fundacji?
Piotr Lech, starosta powiatu milickiego: Niewielkie, symboliczne. Powiat wniósł środki rzeczowe o wartości około 2,5 tys. zł.  Ja dałem 100 zł.
Reporterka: Tak naprawdę założył pan tę fundację sam ze sobą?
Starosta: Dożylibyśmy bardzo złych czasów, gdyby dawanie pieniędzy, nawet niedużych, było nieetyczne. Wydaje mi się, że ofiarowanie czegoś na dobry, szczytny cel jest społecznie użyteczne i potrzebne.
Reporterka: Skąd fundacja bierze środki na spłatę długu?
Starosta: Fundacja pozyskała środki ze sprzedaży mienia, w które została wyposażona. Jednocześnie, poprzez działalność gospodarczą, komercyjną, co miesiąc fundacja wypracowuje niewielki zysk.

- Pan starosta mówi dzisiaj, że być może kolejne osoby mogły wejść do fundacji jako współfundatorzy. Owszem, mogły, tylko nikt nie wiedział, że jest taka możliwość – mówi Joanna Monastyrska, była radna Powiatu Milickiego.

- Mógł to założyć każdy, ale nie on, nie Piotr Lech. On wystąpił po dwóch stronach tego samego zdarzenia – uważa Dariusz Stasiak, radny Sejmiku Dolnośląskiego.

Żeby fundacja mogła dostać kredyt, musiała mieć majątek. Rada Powiatu przekazała więc fundacji mienie o wartości ponad 9 mln. zł.

- Do fundacji trafiły działki, m.in. hydroforni, trafostacji, myjni samochodowej, budynki garażów, warsztatowe, technologiczne, w tym spalarnia i strategiczna dla szpitala kotłownia – wylicza Beata Bugajska, dziennikarka Tygodnika Milickiego.

- Fundacja nie wygospodaruje dodatkowych środków, żeby miesięcznie spłacać 100 tys. zł raty kredytu. Nie ma takiej możliwości. W sensie finansowym fundacja jest bankrutem, tak można  powiedzieć. Za chwilę będzie miała majątek o wartości 2 mln. zł i zobowiązania o wysokości około 7 mln. zł – mówi Paweł Herl, były prezes Fundacji na rzecz Ziemi Milickiej.

Dzisiaj „Fundacja na rzecz Ziemi Milickiej” nie chce już prowadzić działalności gospodarczej, chce być organizacją pożytku publicznego. Dlatego na jej rzecz działa spółka o bardzo podobnej nazwie „Ziemia Milicka”, to ona dzisiaj zarządza mieniem fundacji.

- Nie jest zabronione, żeby ten majątek był do fundacji przekazywany. Tylko, że zaczyna uciekać kontrola nad tym, co z tym majątkiem dalej się dzieje, bo przecież ta Fundacja ma spółkę. Oddala się kwestia kontroli nad tym mieniem – zauważa Małgorzata Czapczyńska, redaktor naczelna Tygodnika Milickiego.

- Rodzi się przekonanie, że fundacja i powołana spółka, to są miejsca pracy osób blisko związanych ze starostą. Za pieniądze publiczne powstają kolejne miejsca pracy. Trzeba to powiedzieć dosyć wyraźnie: dla swoich – mówi Dariusz Stasiak, radny Sejmiku Dolnośląskiego.

Reporterka: Fundacja jest miejscem pracy dla pana znajomych?
Piotr Lech, starosta Powiatu Milickiego: W tak małym powiecie praktycznie wszyscy są moi znajomi.*

* skrót materiału

Reporterka: Małgorzata Pietkiewicz

mpietkiewicz@polsat.com.pl