Zmarła kilka godzin po porodzie

Barbara Andrzejak zmarła kilka godzin po porodzie. Pozostawiła męża i pięcioro dzieci. Kobieta rodziła w szpitalu w Skwierzynie, po raz piąty wykonywano jej zabieg cesarskiego cięcia. Pani Barbara zmarła w nocy. Jej rodzina uważa, że lekarze nie zapewnili jej właściwej opieki. Prokuratura wszczęła śledztwo.

- Żona coś przeczuwała, mówiła, że się boi, czuła, że coś będzie nie tak – rozpacza Daniel Andrzejak, mąż pani Barbary.

- Każde kolejne cesarskie cięcie, czy drugie, czy trzecie zwiększa ryzyko wystąpienie bardzo poważnych powikłań – mówi Bogusław Zimny, ordynator szpitala w Choszcznie, gdzie przeprowadzono poprzednie cięcia cesarskie u pani Barbary.

Barbara i Daniel Andrzejakowie byli małżeństwem 12 lat. Mieszkali wraz z czworgiem dzieci w Licheniu koło Strzelec Krajeńskich. Byli szczęśliwi. 24 marca kobieta urodziła córeczkę Roksanę przez cesarskie cięcie. Był to już jej piąty zabieg cesarskiego cięcia.

- Pani Barbara zgłosiła się do nas 24 marca około godziny 18.30 już z akcją porodową. O godzinie 21 podjęto decyzję, że ciąża będzie rozwiązana cięciem cesarskim. Nie opowiem państwu, jak przebiegał zabieg – mówi Jolanta Prędkiewicz, prezes Szpitala im. R. Śmigielskiego w Skwierzynie, gdzie zmarła pani Barbara.

- Siostra miała przeprowadzone cięcie cesarskie, wydobyto dzieciątko, po czym lekarz podwiązał jej jajniki – opowiada Monika Kupis, siostra pani Barbary.

25 marca po godzinie 4 rano, zaledwie kilka godzin po zabiegu, pielęgniarka sprawdzająca stan zdrowia pacjentki odnajduje panią Barbarę w stanie krytycznym. Podjęta próba reanimacji nie przynosi skutku. Kobieta umiera. Miała 31 lat.

- Ordynator mówił, że ona była cały czas monitorowana, co 15 minut ktoś przychodził do niej i sprawdzał. Monitor reagował na zmiany ciśnienia pikając. Jakim cudem on nie zapikał, gdy ona umierała? - pyta Marzena Szeliga, siostra pani Barbary.

Czy aparatura zaalarmowała zły stan pacjentki?

- Badamy tą sprawę, badamy wszystkie aspekty sprawy – odpowiada Jolanta Prędkiewicz, prezes Szpitala im. R. Śmigielskiego w Skwierzynie, gdzie zmarła pani Barbara.

- Żona chciała zostać podwiązana po trzeciej cesarce, ale lekarze szpitala w Choszcznie nie zgodzili się. W sumie były cztery cesarki i żaden lekarz nie zgodził się na podwiązanie jajowodów – mówi Marzena Szeliga, siostra pani Barbary.

- Do podwiązania jajowodów muszą być wskazania. To lekarz wykonujący cesarskie cięcie decyduje o tym bezpośrednio przy zabiegu – mówi Bogusław Zimny, ordynator szpitala w Choszcznie.

Szpital nie potrafił wytłumaczyć rodzinie, co było bezpośrednią przyczyną śmierci pani Barbary. Bliscy pragną poznać prawdę. Sprawą zajęła się prokuratura.

- Prokuratura wszczęła śledztwo w sprawie narażenia pacjentki na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia i zdrowia, a także w sprawie nieumyślnego spowodowania jej śmierci. We wstępnej opinii biegły wskazał, że najprawdopodobniej przyczyną jej śmierci był zator powietrzny. Czy istnieje podejrzenie, że doszło do popełnienia błędu lekarskiego? W oparciu o wstępną opinię biegłego sądzimy, że takie podejrzenie zachodzi – informuje Dariusz Domarecki, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Gorzowie Wielkopolskim.

Pan Daniel, mimo tragedii, pragnie zapewnić dzieciom odpowiednią opiekę. Wspiera go w tym rodzina i bliscy. Mężczyzna razem z dziećmi czeka na przywitanie Roksany w ich rodzinnym domu.

- Byliśmy u Roksanki. Wziąłem ją na ręce, przytulałem. Lekarz mówił, że jest zdrowa. Nie zdążyłem zapytać się, czy moja żona widziała ją jeszcze przed śmiercią, czy jej pokazali – mówi pan Daniel.

- Ostatnio chrześnica zamknęła się w pokoju. Płakała, że jej mamusia nie żyje. Tłumaczyłam jej, że będzie dobrze, że ma ciocię, że pomożemy jej. Odpowiedziała, że mama musi pomóc! I jak dzieciom przetłumaczyć, no jak? – pyta Monika Kupis, siostra pani Barbary.*

* skrót materiału

Reporterka: Alicja Piętak

apietak@polsat.com.pl