"Skuter płynął prosto na nią"

Nowe fakty w sprawie tajemniczego utonięcia w Zalewie Zegrzyńskim. Matka ofiary uważa, że jej córka zginęła, bo potrącił ją kierowca skutera wodnego. Choć pani Maja miała poważnie rozciętą głowę, to prokuratura umorzyła śledztwo. Dotarliśmy do świadka, który widział, jak kierowca skutera pędził w stronę Mai tuż przed tragedią.

- Myśmy byli około 20 metrów od tego zdarzenia. Było widać, że wystawała głowa z wody, a  on płynął dokładnie w jej stronę – mówi świadek wydarzenia.

- Dziewczyna sama szukała sobie krzywdy i ją znalazła. Czy ja się do tego przyczyniłem? Wątpię – mówi kierowca skutera.

O sprawie mówiliśmy w marcu, przypomnijmy: 68-letnia pani Jolanta z Warszawy samotnie wychowywała swoją jedyną córkę Maję. Pasją dziewczyny były podróże i nurkowanie. W maju ubiegłego roku po raz ostatni były na wspólnej wycieczce w Egipcie.

- Byłyśmy bardzo ze sobą zżyte, mieszkałyśmy razem, była moją jedyną córką. Wychowywałam ją sama, pracowałam na nią sama i jakoś sobie we dwie radziłyśmy. Jej pasją był świat i woda, nurkowanie – opowiadała pani Jolanta.

20 czerwca ubiegłego roku. Był upalny, słoneczny dzień. 37-letnia córka pani Jolanty pojechała nad Zalew Zegrzyński popływać. Długo nie wracała.

- Przekazali mi wiadomość, że w córkę uderzył skuter wodny i nie żyje – mówiła pani Jolanta.

- Miała rozcięte czoło w płaszczyźnie pionowej, dosłownie między oczami. On zawiadomił policję. Z tego co wiem, to zgłoszenia brzmiało tak, że uderzył w coś pod wodą. Nie wie, co to jest i boi się, czy przypadkiem to nie jest człowiek – opowiadał Krzysztof Jaworski, prezes Legionowskiego Wodnego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego.

- Ja byłem świadkiem, że coś widziałem pod wodą i taki był mój telefon. Powiedziałem, że przepłynąłem koło czegoś pod wodą. To, że miała głowę uderzoną, to przecież  mógł ją ktoś wcześniej kopnąć. Tam mężczyźni skakali na „główkę”. Mógł ktoś jej skoczyć na głowę, różne rzeczy mogły się wydarzyć – powiedział nam kierowca skutera.

Od tego tragicznego wydarzenia mija już prawie rok. Do tej pory prokuratura nie ustaliła winnego tej tragedii i umorzyła śledztwo. Pełnomocnik pani Jolanty zaskarżył decyzję prokuratury. Dotarliśmy do świadka tego tragicznego wydarzenia:

Świadek: On płynął prosto na nią. To było obok plaży, pływał pomiędzy ludźmi w wodzie
Reporterka: Płynął bezpośrednio na jej wystającą z wody głowę?
Świadek: Tak, dokładnie.
Reporter: I co potem? Głowa zniknęła?
Świadek: Zniknęła. Dlatego on zawrócił i mówił, że coś widział w wodzie. Myśmy uświadomili go, że tam pływała kobieta.

- Dla nas zaskakujące jest przede wszystkim to, że prokurator dysponuje dowodem z zeznań naocznego świadka. Został on dwukrotnie przesłuchany i w taki sam sposób opisał to zdarzenie. W opinii pełnomocnika, ten opis nie pozostawia tutaj możliwości gdybania na temat tego, co tam zaszło - mówi Jan Mydłowski, pełnomocnik pani Jolanty.

Dlaczego umorzono śledztwo? Rozmawiamy z Ireneuszem Ważnym z Prokuratury Rejonowej w Legionowie:

Prokurator: Ustaliliśmy, iż do zgonu pani Mai doszło w wyniku utonięcia. Biegli stwierdzili na ciele pani Mai ranę.
Reporterka: Ranę darto-tłuczoną…
Prokurator: Darto-tłuczoną głowy.  Takie obrażenia mogły skutkować na przykład zamroczeniem, mogły też spowodować utratę przytomności…
Reporterka: To mogło być przyczyną utonięcia.
Prokurator: To mogło pozostawać w związku przyczynowo-skutkowym z tym utonięciem. (…) Nie ukrywam, że zasadniczą kwestią w tej sprawie dla umorzenia tego postępowania miało ustalenie przez nas, że miejsce w którym nastąpił zgon pani Mai było miejscem niedozwolonym dla kąpiących się.

Innego zdania jest świadek zdarzenia:

Świadek: Zdarzył się wypadek, 15 minut później przyjechała straż miejska i wbiła tabliczki „zakaz pływania” czy „kąpielisko nieczynne”.
Reporterka: A wcześniej były te tabliczki?
Świadek: Nie. Kierowca skutera cały czas twierdził, że nie uderzył. Ja też do końca nie mam pewności, czy uderzył. Po prostu wiem, że w tym samym miejscu, gdzie ona pływała, on przepłynął skuterem.
Reporterka: A on płynął szybko?
Świadek: Szybko.

- W tym czasie, w tym miejscu mogła się znaleźć i jedna i druga osoba. Ani prawo nie zabraniało pływania, ani nie zabraniało, żeby się znalazł tam sternik na skuterze wodnym – mówi Krzysztof Jaworski, prezes Legionowskiego Wodnego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego.*

* skrót materiału

Reporterka: Małgorzata Frydrych

mfrydrych@polsat.com.pl