Nie płacił, bo leżał w szpitalu. Eksmisja!

Zbigniew Szafader został wyciągnięty ze swojej taksówki i brutalnie pobity. Przez prawie rok leżał w szpitalu. Mężczyzna nie miał w tym czasie jak opłacać czynszu. Gdy wrócił do swojego mieszkania, okazało się że czeka go eksmisja bez prawa do lokalu zastępczego! Wydanie wyroku zajęło sędziemu 5 minut. Niepełnosprawny mężczyzna trafił na bruk.

- Czasem jest tak, że idę do konduktora, mówię, że jestem bezdomny i sobie robię takie kółeczko w pociągu, na przykład Warszawa-Szczecin i z powrotem. Czasami nocuję na dworcu centralnym, na klatce schodowej przy Marszałkowskiej w moim bloku, ponieważ znam tam kod - opowiada Zbigniew Szafader.

62-letni mężczyzna był taksówkarzem w Warszawie. W grudniu 2009 roku został napadnięty, brutalnie pobity i okradziony. Blisko rok przebywał w szpitalach. Najdłużej na oddziale neurochirurgii.

- Wyciągnęli mnie z taksówki w Śródmieściu, a dalej to już nic nie pamiętam. Ze szpitala wróciłem o kulach i w gorsecie. Od razu poszedłem do administracji, zapytać jak sprawa mojego długu. Kazali mi wpłacić tysiąc złotych, a resztę mieli rozłożyć na raty. Cztery dni później przyjechał komornik znany w całej Polsce, Wiercigroch się nazywa. On on jest od takich brudnych spraw eksmisyjnych. Był z administracją, policją i ze strażą miejską. Złapałem to, co miałem pod ręką i wyszedłem stamtąd. Zostałem na bruku - opowiada pan Zbigniew.

Mężczyzna jest osobą samotną. Kiedy był w szpitalu, nie miał jak i za co płacić czynszu. Administracja bloku przy Marszałkowskiej szybko zdecydowała o jego eksmisji. Sąd ją zatwierdził, ale nie przydzielił lokalu zastępczego. Rozprawa trwała pięć minut.

- Był to wyrok zaoczny. Pan Szafader nie stawił się na rozprawę, a był prawidłowo zawiadomiony o jej terminie. Do sądu nie dotarła informacja, że był w tym czasie w szpitalu - mówi Katarzyna Kisiel z Sądu Okręgowego w Warszawie.

- Pan Zbigniew, jako osoba niepełnosprawną, utrzymującą się z renty, z orzeczoną całkowitą niezdolnością do pracy. Jest osobą, która kwalifikuje się do otrzymania lokalu tymczasowego. Zszokowała mnie bezduszność organów państwa, wszyscy umywają ręce - twierdzi Maciej Szymoniak, który pomaga panu Zbigniewowi.

W mieszkaniu przy ul. Marszałkowskiej zostały rzeczy taksówkarza. Komornik uznał je za śmieci nadające się na wysypisko. W protokole podał też, że najemcy nie zastał w mieszkaniu. I policzył sobie za eksmisję. Za to musi zapłacić niepełnosprawny pan Zbigniew.

- Miałem meble, które mi wywieźli. W w protokole przeczytałem, że to były rzeczy nienadające się do użytku. A to były naprawdę dobre meble, nowe graty - mówi pan Zbigniew.

Komornik Dariusz Wiercigroch 20 minut przed umówionym spotkaniem przesłał nam taką wiadomość:

''W związku z czynnościami egzekucyjnymi, które podejmuję dzisiaj poza kancelarią, informuję, że umówione o godzinie 12 spotkanie nie dojdzie do skutku. (…) Osobista rozmowa nie wniosłaby nic merytorycznego do nagrywanego programu.''

Pan Zbigniew odwołał się od eksmisji. Po dwóch latach, w październiku 2013 r., sąd w końcu przydzielił mu lokal socjalny. Co z tego, skoro pan Zbigniew kolejną zimę spędził na ulicy. W trakcie naszej interwencji sprawa nabrała tempa.

- 9 kwietnia zarząd dzielnicy podjął stosowną uchwałę, lokal został przydzielony panu Zbigniewowi - poinformował nas Mateusz Dallali z Urzędu Dzielnicy Warszawa-Śródmieście.*

* skrót materiału

Reporterka: Małgorzata Pietkiewicz

mpietkiewicz@polsat.com.pl