Rodzice od spłacania długu

Państwo Piwnikowie pożyczyli z banku 30 tys. zł, a pieniądze oddali córce. Dzięki temu kobieta otworzyła z mężem warsztat samochodowy. Pani Alina i pan Zygmunt przepisali córce również dom i pole w zamian za opiekę na starość. Kobieta wyprowadziła się jednak z domu i sprzedała pole. Kredyt spłacają za nią rodzice.

Pani Alina i pan Zygmunt Piwnikowie z małej miejscowości Godowo niedaleko Starachowic nigdy nie przypuszczali, że ich córka zgotuje im taki los. Mają troje dorosłych dzieci i jak sami mówią tylko z najmłodszą córką zawsze były problemy.

- 14 lat miała, jak zaszła w ciąże. Wychowaliśmy to dziecko. Ja nie chodziłam do pracy, mąż pracował. Patryka brałam na barana, krowę za łańcuch i szłam na łąkę aż pod las – opowiada pani Alina.

- Przez cztery lata wnuczek był z nami. Córka skończyła szkołę, a później, gdy miała 18 lat, zabrała dziecko i wyprowadziła się – dodaje pan Zygmunt.

Państwo Piwnikowie zdecydowali, że jeszcze raz pomogą najmłodszej córce. W 2006 roku przepisali aktem darowizny dom i pole pani Katarzynie, w zamian za opiekę na starość. Wzięli również 30 tysięcy złotych kredytu dla córki, bo chciała otworzyć własną działalność.

- Przyjechała i powiedziała, że będzie stawiać warsztat samochodowo-lakierniczy. Rozebrała stodołę, przywieźli materiał budowlany i zaczęli stawiać. W 2010 roku poprosiła nas, żeby jej wziąć kredyt. Daliśmy jej dokumenty, wszystko załatwiła. Pieniądze pobraliśmy na poczcie, nawet ich w ręku nie mieliśmy – mówi pani Alina.

- Była najmłodsza. Pomogliśmy jej, żeby miała swoje, żeby nie tułała się po jakiś wynajętych domach. Pożyczkę wzięliśmy na kabinę do lakierowania samochodów. Córka przeliczyła te pieniądze i schowała do torebki. Pani tylko powiedziała do niej, że ma bardzo dobrych rodziców – wspomina pan Zygmunt.

Warsztat został otwarty. Przez dwa lata córka spłacała po 620 złotych raty. W 2012 roku państwo Piwnikowie zostali wezwani do banku. Byli zszokowanani tym, co usłyszeli.

- Okazało się, że córka sfałszowała dokumenty, na podstawie których dostała kredyt. Ja miałem 603 zł na rękę, a na podróbie jest 845 zł, natomiast żona miała 475 zł dochodu, a na podróbie jest 835 zł – mówi pan Zygmunt.

- Nasz wydział rentowo-emerytalny przeprowadził króciutkie dochodzenie, które potwierdziło, że dokumenty są sfałszowane. Przekazaliśmy sprawę do organów ścigania – informuje Krzysztof Charemski, kierownik Kasy Rolniczego Ubezpieczenia Społecznego  w Starachowicach.

- Został powołany biegły z zakresu grafologii. Prokurator czeka na opinię w zakresie kwestionowania zapisów. W chwili, kiedy ta opinia będzie, prokurator będzie podejmował dalsze decyzje – wyjaśnia Rafał Orłowski, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Kielcach.

Po wyjściu na jaw tych szokujących faktów, córka Piwników szybko wyprowadziła się z domu. Przestała też spłacać raty kredytu. Od dwóch lat rodzice są zmuszeni do płacenia kredytu córki.

- W ciągu jednego dnia był zdjęty dach, później rozkręcili kabinę, zdjęli drzwi. Wszystko wynieśli. Córka żyje bardzo dobrze. Sprzedała pole, nawet nie wiem za ile – mówi pan Zygmunt.

- Kredyt będziemy spłacać jeszcze przez 3 lata i 3 miesiące. To dużo. A niech jedno z nas zachoruje, mąż jest po zawale z niewydolnością serca, co ja zrobię? Jak zapłacę kredyt i rachunki, to zostaje nam 200, 300 złotych – dodaje pani Alina.

- Proszę panią, jak sprzedałam ziemię, to sobie zapłaciłam swoje kredyty. Do tej pory mam. Ja ledwo wiążę koniec z końcem, mam troje dzieci. Do pracy nie pójdę, niestety – powiedziała nam córka państwa Piwników. *

* skrót materiału


Reporterka: Małgorzata Frydrych

mfrydrych@polsat.com.pl