Winny, bo bronił się za bardzo

W środku nocy kilkunastu nieletnich przyszło pod dom pana Grzegorza. Awanturowali się, wyzywali go i zdemolowali płot. Kiedy jeden z nieletnich wskoczył na posesję, przerażony pan Grzegorz postanowił się bronić. Sprawa trafiła do sądu, a ten skazał nie napastnika, ale pana Grzegorza. Za to, że użył sztachety…

Pan Grzegorz razem z rodzicami i siostrą mieszka w niewielkiej wsi w województwie podkarpackim. 32-letni mężczyzna cierpi na zaburzenia osobowości, ale - jak twierdzą jego najbliżsi - jest spokojny i nie szuka wrogów. Do awantury doszło w maju 2012 roku, pan Grzegorz postanowił bronić rodziny, doszło do bójki.

- Zobaczyliśmy zerwane ogrodzenie. Część tej bandy stała na drodze, a część na naszej posesji. Baliśmy się. Te wszystkie groźby, wyzwiska pod naszym adresem… - opowiada pani Elżbieta, siostra pana Grzegorza.

- Zaczęli demolować ogrodzenie, wyrywać sztachety, jeden skoczył do bitki – opowiada pan Grzegorz.

- Na drugi dzień rano jeden przyszedł z matką i zaczął mnie wyzywać: ty dziwko, ty k… – dodaje pani Wanda, matka pana Grzegorza.

Na posesję pana Grzegorza wtargnął Albert C.:

Reporterka: A ma pan jakieś wyrzuty sumienia, co do tych wydarzeń?
Albert C.: Nie.
Reporterka: Czyli nie ma pan poczucia winy?
Albert C.: Nie.

Sprawa trafiła do krośnieńskiego sądu. I sąd skazał, ale nie napastnika, Alberta C., tylko pana Grzegorza! Za to, że… bronił się za bardzo, czyli przekroczył granicę obrony koniecznej, bo m.in. użył sztachety z płotu. O wyroku rozmawiamy z Arturem Lipińskim, rzecznikiem prasowym Sądu Okręgowego w Krośnie.

Reporterka: Postawmy się w sytuacji pana Grzegorza. Za płotem około 10 osób, jedna osoba wkracza na jego teren, wyzywa go. Mężczyzna postanowił się bronić.
Rzecznik: Każdy ma prawo do obrony, do obrony koniecznej. Ale to prawo nie jest nieograniczone.
Reporterka: Czyli pan Grzegorz bronił się za bardzo?
Rzecznik: Tak. Sąd pierwszej instancji uznał, że doszło do przekroczenia granic obrony koniecznej.
Reporterka: Bił za mocno? Bił nie tak?
Rzecznik: Sąd wziął pod uwagę dwie okoliczności. Pierwsza dotyczyła narzędzia, którego użył, czyli sztachety. Sąd podkreślił, że pokrzywdzony nie dysponował żadnym narzędziem. Druga okoliczność to sposób użycia tejże sztachety, a przede wszystkim moment, kiedy po pierwszym uderzeniu pokrzywdzony upadł na ziemię. Wtedy oskarżony zadał mu jeszcze trzy lub cztery uderzenia. Wtedy żadnego zagrożenia ze strony pokrzywdzonego dla oskarżonego nie było.

Pan Grzegorz musiał zapłacić 500 zł zadośćuczynienia Albertowi C. Wyrok jest prawomocny. Mężczyźni nadal mieszkają w jednej wsi. Pan Grzegorz szuka pracy ale obawia się, że jako karany nie ma szans na jej znalezienie. Za uszkodzony płot przed domem pana Grzegorza nikt zapłacić nie musi.

- Takie mamy prawo. Jak to powiedział sędzia: nie mieszkamy w Stanach Zjednoczonych. Wychodzi na to, że w ogóle nie mamy prawa się bronić. Oni będą dalej tak robić, napadać i nic im nie będzie – podsumowuje pani Elżbieta, siostra pana Grzegorza.*

* skrót materiału

Reporterka: Aneta Krajewska

akrajewska@polsat.com.pl