Otarła się o śmierć. Lekarze zostawili łożysko

Miesiąc po zabiegu cesarskiego cięcia mąż pani Ewy znalazł ją leżącą w kałuży krwi. Kobietę cudem uratowano, niestety wycięto jej macicę. Okazało się, że koszmar pani Ewy zaczął się tuż po porodzie, kiedy lekarze zostawili w jej ciele łożysko! Szpital nie poczuwa się jednak do winy.

To była szósta ciąża Ewy Kościelskiej, dwie poprzednie zakończyły się poronieniem. Dlatego kobieta bała się, czy tym razem uda jej się urodzić zdrowe dziecko. Razem z mężem mają już dwie zdrowe córki i niepełnosprawnego synka.

- Do piątego miesiąca wszystko było w porządku, potem zrobiło się rozwarcie i założyli mi szew. Miałam leżeć w szpitalu, ale nie mogłam sobie na to pozwolić ze względu na starszego syna, który ma ciężkie porażenie mózgowe. Musiałam być przy nim w domu – opowiada pani Ewa.

Ale w siódmym miesiącu ciąży pani Ewa zaczęła odczuwać silne bóle. Została zabrana do Szpitala Wojewódzkiego numer 2 w Rzeszowie. Akcji porodowej nie dało się zatrzymać. Lekarze zdecydowali się wykonać cesarskie cięcie.

- Wojtek urodził się o godzinie 20.  Ważył 1400 gramów, był malutki, ale płakał, sam oddychał. To już było dla mnie ważne – wspomina pani Ewa.

Malutki Wojtuś został w szpitalu, a pani Ewa po tygodniu wróciła do domu. Ale mijały kolejne dni, a świeżo upieczona mama czuła się coraz gorzej.

- Żona była jakaś słaba, inna. Mówiła, że jej nogi puchną, brzuch miała twardy. Czuła, że coś jest nie tak – opowiada Mirosław Kościelski.
Pani Ewa umówiła się na wizytę do lekarza, ale nie zdążyła do niego dotrzeć. Miesiąc po porodzie dostała silnego krwotoku.

- Leżałam na kanapie, a mąż był na dworzu. Wstałam i upadlam. On opowiada, że leżałam w kałuży krwi – mówi pani Ewa.

- Jakby tu na miejscu nie było pogotowia, to żona by już nie żyła, bo z Niska nie zdążyliby przyjechać. Żona straciła tyle krwi, że ledwo starczyło – mówi pan Mirosław.

Pani Ewa została zabrana do szpitala. Lekarze walczyli o jej życie.

- Myśli były straszne, zostałem w domu i nie wiedziałem, co robić. Do księdza dzwonić, płakać, wszystko przychodziło do głowy – wspomina pan Mirosław.

- Pani doktor powiedziała, że usunęli mi macicę, bo pękł szew po tym ostatnim cesarskim cięciu – mówi pani Ewa.
Okazało się, że po porodzie lekarze zostawili w ciele pani Ewy łożysko. To dlatego kobieta źle się czuła. Łożysko gniło, co niemal doprowadziło do śmierci pani Ewy.

Państwo Kościelscy cieszą się, że ich synek jest zdrowy. Zdecydowali się jednak złożyć pozew do sądu przeciwko szpitalowi. Uważają, że lekarze popełnili błąd i należy im się odszkodowanie. Walczą o 800 tys. zł. Szpital odmówił nam komentarza.

- Szpital powołuje się na to, że w ciele matki może pozostać fragment łożyska wielkości ziarnka fasoli. Jednak badanie wyraźnie stwierdza, że to łożysko miało 2,5 cm na 5,5 cm, więc jest to fragment dużo większy, niż ziarnko fasoli – mówi Maciej Ziobro, pełnomocnik pani Ewy.

Państwo Kościelscy złożyli także pozew przeciwko lekarzowi, który w czasie porodu pani Ewy nadzorował pracę całego zespołu lekarskiego. Ludomir F. nie chciał z nami rozmawiać.

- Dla nas to jest zadośćuczynienie, a dla niego kara, którą będzie pamiętał. Jakby dostał naganę od dyrektora albo wyrok w zawieszeniu, to nawet nie poczułby tego – uważa Mirosław Kościelski, mąż pani Ewy.*

* skrót materiału

Reporterka: Paulina Bąk

pbak@polsat.com.pl