Wymyśliła ciążę, by wziąć ślub!

28-letni pan Ariel nie planował dziecka, ale gdy jego partnerka oznajmiła, że jest w ciąży, natychmiast się oświadczył. Później był ślub i oczekiwanie na poród. Para kupiła ubranka i wózek, a przyszła mama z dumą prezentowała zdjęcia USG malutkiej Laury. Mijały kolejne miesiące ciąży, w końcu minął termin porodu, a dziecka nie było. Nie ma zresztą do dziś…

Pod koniec marca pokazywaliśmy reportaż o handlu i oszukiwaniu mężczyzn na pozytywne testy ciążowe. Koszt od 20 złotych. Można było także dokupić do tego sfałszowane zdjęcia USG.

Po reportażu do naszej redakcji zgłosił się 28-letni pan Ariel. Mężczyzna został oszukany na wymyśloną ciążę. Nigdy nie podejrzewał, że jego partnerka może kłamać w tak poważnej sprawie.

- Po 3-4 miesiącach spotykania dowiedziałem się, że rzekomo zaszła w ciążę. Wyobrażałem sobie wtedy, że już niedługo zamieszkamy razem, że pojawi się, jak się później okazało, córeczka i założymy szczęśliwą rodzinę. Miała nazywać się Laura – opowiada pan Ariel.

- Najpierw syn powiedział, że zrobiła test. Poprosiliśmy ją, żeby lekarz stwierdził ciążę, dostaliśmy potwierdzenie, że jest – mówi pan Zbigniew, ojciec pana Ariela.

- Przywiozła dwa zdjęcia USG, oprawione w ramce, w środku syn z synową. Kupiliśmy pierścionek zaręczynowy, syn jej dał i myśleliśmy o ślubie, żeby dzieciątko miało oboje rodziców – dodaje pani Małgorzata, matka pana Ariela.

15 czerwca 2013 roku pan Ariel wziął ślub. Wraz z żoną i całą rodziną z niecierpliwością czekał na narodziny pierwszego dziecka. Termin porodu był wyznaczony na 17 listopada ubiegłego roku.

- Przygotowania były bardzo zgrane, wszystko poszło szybko, wesele było na 70 osób – mówi  pani Małgorzata, matka pana Ariela.

- Żona zazwyczaj jeździła do lekarzy wtedy, kiedy mnie nie było. Przyniosła kolejne, jak się później okazało, sfałszowane zdjęcia USG. Jeszcze dwa tygodnie przed ujawnieniem prawdy kupowała kolejne rzeczy dla dziecka. Mieliśmy wszystko przygotowane, żona była już spakowana do szpitala. Prawda wyszła na jaw, gdy niemalże siłą próbowaliśmy razem z moją teściową zawieźć żonę do szpitala. Wybuchła panika, płacz, jedna wielka awantura, że ona dziecka nie ma, że wcześniej poroniła – opowiada pan Ariel. 

- Sprawdziliśmy wskazany przez żonę szpital. Okazało się, że nigdy takiej pacjentki tam nie było. Tak samo w przychodni – mówi Zbigniew Boberek, ojciec pana Ariela.

Po wielu próbach udało nam się porozmawiać z byłą już żoną pana Ariela. Chcieliśmy się dowiedzieć, dlaczego oszukała nie tylko swojego męża, ale całą swoją rodzinę.

Była żona pana Ariela: Nieszczęśliwie się zakochałam, ślepo. Chciałam go po prostu zatrzymać przy sobie, za wszelką cenę.
Reporterka: Ale wiedziała pani, że kłamstwo wyjdzie na jaw?
Była żona pana Ariela: Nie, ponieważ całkiem co innego planowałam.
Reporterka: A co pani planowała?
Była żona pana Ariela: Skończyć ze swoim życiem. Wtedy nic nikomu nie musiałabym mówić ani tłumaczyć.
Reporterka: Skąd pani wzięła zdjęcia USG?
Była żona pana Ariela: Z internetu.
Reporterka: Jak się tam znalazły pani dane?
Była żona pana Ariela: W komputerze sobie pozmieniałam.
Reporterka: Mówiła pani, że wychodzi do lekarza i gdzieś szła?
Była żona pana Ariela: Wychodziłam z domu i już. A wszyscy wiedzieli, że pojechałam do lekarza.
Reporterka: Żałuje pani?
Była żona pana Ariela: Bardzo.
Reporterka: A wart był on tego kłamstwa?
Była żona pana Ariela: Teraz wiem, że nie. Największy żal mam sama do siebie. Bo to ja zawiniłam, wszystkich dookoła oszukałam, nie tylko jego, ale głównie moich rodziców i samą siebie.*

* skrót materiału

Reporterka: Klaudia Szumielewicz

kszumielewicz@polsat.com.pl