Koszmarne implanty

Ewa Romanowska czuje się oszukana przez stomatologa, który miał jej wstawić 9 implantów. Kobieta twierdzi, że stomatolog bez pozwolenia wyrwał jej trzy zdrowe zęby, implanty okazały się fuszerką, a za ich wykonanie dentysta zażądał ponad dwa razy więcej, niż się umawiali. Paweł A. wszystkiemu zaprzecza. Twierdzi, że pani Ewa chce wyłudzić usługę.

64-letania Ewa Romanowska jest fryzjerką. Kiedy sześć lat temu złamał jej się przedni ząb, poszła do jednego z lubelskich gabinetów stomatologicznych z prośbą o założenie korony. Dentysta Paweł A. zaproponował wszczepienie dwóch implantów. Miało to kosztować 6800 złotych. Wówczas kobieta zapytała dentystę o inne zęby

- Jak już doktor zaczął robić, to zapytałam, czy nie dałoby się zrobić porządku w całej szczęce. Miałam 40 tys. zł. Zapytałam, czy to wystarczy. Odpowiedział, że tak. Umówiłam się z doktorem, że zrobi mi u góry 5 implantów i zostaną 3 moje zęby, a na dole miały być 4 implanty – opowiada pani Ewa.

Pani Ewa twierdzi, że lekarz zgodził się na kwotę 40 tysięcy złotych. Problemy kobiety zaczęły się, kiedy poszła na zabieg wszczepienia implantów. Lekarz uśpił ją na ponad 4 godziny, a gdy się obudziła doznała szoku.

- Ona umówiła się z doktorem, że zrobi jej 9 implantów i wstawi koronki. A on wyrwał jej naturalne zęby jak spała. A później powiedział: a jakby pani zdrowe zęby wyglądały przy pięknych implantach? To ja się pytam, czy zęby dobiera się do implantów czy implanty do zębów? – mówi Bożena Kiryczuk, siostra pani Ewy.

Od kiedy kobieta wyszła z zabiegu zaczęło się jej kilkuletnie cierpienie. Jak twierdzi non stop wypadały śruby z implantów i nawet kilka razy w tygodniu musiała chodzić do kliniki, aby je wkręcać.

- Doktor dodatkowo odszczepił 3 zęby. Po tym wszystkim chodziłam non stop do lekarza. Bez przerwy wypadały śruby. Po miesiącu zrobiono mi zastępcą szczeknę. Ja to nazywam protezą. Jest to jeden element przykręcony śrubami do implantu – opowiada pani Ewa.

Zastępcze uzębienie miało służyć przez kilka tygodni aż do założenia koron protetycznych. Kiedy leczenie trwało ponad pół roku, pani Ewa - jak twierdzi - zaczęła się niepokoić. I zażądała umowy na piśmie. Wówczas okazało się, że za całość usługi będzie musiała zapłacić 96 tysięcy złotych. Kobieta zaprotestowała.

- Powiedział, że tego nie skończy, bo ma mnie dosyć. I jak przyjdę na następną wizytę, to mi to wykręci i wygoni. Szczęka została tak zrobiona, że śruby są widoczne. Przez te 6 lat przeszłam piekło. Miałam przez dwa lata stan zapalny, poszła ropa na szczękę – opowiada pani Ewa.

- Bardzo się cieszę, że pan podjął temat. Mam nadzieję, że pan go dobrze przedstawi. Ja nie mogę udzielać wywiadów przed kamerą. Nie zostawiłem klientki jej bez zębów, tylko z pracą tymczasową – powiedział Paweł A., dentysta.

- Grozi jej utrata szczęki i przeszczep dziąseł, bo implant umieszczony koło implanta zmiażdżył kości szczęki i dziąsła – mówi Bożena Kiryczuk, siostra pani Ewy.

Izba Lekarska nie dopatrzyła się błędu w sztuce lekarskiej. Rodzice dentysty, którzy prowadzą klinikę stomatologiczną, w której pracuje Paweł A. oddali przeciw kobiecie sprawę do sądu.

- Sprawa toczy się przed sądem pierwszej instancji od 2009 roku. Spór dotyczy  ilości implantów, jakości ich wykonania oraz całego przebiegu diagnostyczno-terapeutycznego i kwoty. W materiale dowodowym nie ma umowy, która obejmowałaby wartość usług oraz cenę finalną – informuje Artur Ozimek z Sądu Okręgowego w Lublinie.

- Pozwali mnie o 47 tys. zł. To suma tylko za chirurgię, nie żądają 93 tys. zł, bo to z protetyką, której nie zrobili – mówi pani Ewa.

W przysłanym do nas mailu stomatolog Paweł A. twierdzi między innymi, że leczenie było prowadzone rzetelnie, a pani Ewa jest agresywną osobą, której celem było wyłudzenie usługi. Nie wyjaśnia natomiast, dlaczego nie zawarł pisemnej umowy z pacjentką, choć to ogólnie przyjęta zasada stosowana w gabinetach implantologicznych.

- Zgoda na leczenie w implantologii powinna być precyzyjna, zrozumiała dla pacjenta, zawierać plan leczenia, który ząb należy usunąć. To powinno być wyszczególnione – mówi Mariusz Duda, prezydent Polskiego Stowarzyszenia Implantologicznego.

- Płaczę codziennie. Ja mu zaufałam, w Polsce człowiekowi nawet marzenia mogą zepsuć – rozpacza pani Ewa.*

* skrót materiału

Reporter: Artur Borzęcki

aborzecki@polsat.com.pl