Tropem znachora z Nowego Sącza
To już pewne. Rodzice zagłodzonej, półrocznej Magdy korzystali z usług znachora z Nowego Sącza. Marek H. twierdzi, że dostał od Boga dar uzdrawiania. Każe odstawiać leki i unikać lekarzy. Ma rzeszę klientów. Ostrzegaliśmy przed nim już w 2007 roku. Wtedy zmarł 5-letni, ciężko chory Przemek. Jego rodzice zrezygnowali z tradycyjnego leczenia.
- Sąsiada nie ma. Ja mam swoje pół domu, a on swoje pół domu. Ostatni raz widziałam go przed świętami - mówi najbliższa sąsiadka Marka H.
- Znam osobę, która wie, gdzie on jest. Na Słowacji niech pani szuka - dodał mieszkaniec Nowego Sącza.
Ulica Radziecka, Nowy Sącz. To tam mieszkał i pracował Marek H. - znachor, który twierdził, że wyleczy z każdej choroby. Swoim pacjentom zalecał odstawienie leków, zerwanie kontaktu z lekarzami i głodówkę. Zdania co do skuteczności jego metod są jednak podzielone. Sam mówił o sobie, że jest „bożym człowiekiem”.
- Mówił mi, że ukazała mu się Matka Boska i kazała mu leczyć - mówi znajomy Marka H.
- Żal mi tego, że ludzie są tacy naiwni. Ja w takie cuda nie wierzę. Nigdy go nie widziałem w kościele, a mówi, że od Boga ma dar - dodaje sąsiad mężczyzny.
16 kwietnia tego roku w Brzeznej koło Nowego Sącza miała miejsce tragiczna w skutkach kuracja półrocznej Magdy. Dziewczynka zmarła. Ważyła 3,5 kg, a śmierć nastąpiła w wyniku zagłodzenia. Rodzice Madzi zaufali znachorowi.
- Synowa nie dopuszczała teściowej do dziecka, ona miała swoje metody. Synowa tak przekręciła swojego chłopa, wszystkich, że stało się, jak się stało - mówi sąsiad Marka H.
- Mogę oficjalnie potwierdzić, że rodzice zmarłej Madzi utrzymywali kontakty i korzystali z “pomocy” lekarskiej pana, którego wy nazywacie znachorem - mówił na konferencji prasowej Piotr Kosmaty z Prokuratury Apelacyjnej w Katowicach.
Nasze pierwsze spotkanie ze znachorem z Nowego Sącza miało miejsce już w 2007 roku. Reporterka Interwencji odwiedziła wtedy Marka H. z ukrytą kamerą w jego gabinecie.
- Jestem w twoim mózgu, wiem nawet, co myślisz. Nie ośmieszą mnie, pamiętaj. Nie dadzą rady. Jestem tu jeden na ziemi. Nie ma drugiego. (...) Migrena-dupena. Boli kręgosłup? Boli kręgosłup, ale od czego boli kręgosłup? I tak ludziom kit wciskają, profesory zasrane! - mówił podczas wizyty znachor.
Jedną z ofiar Marka H. był też 5-letni Przemek. Chłopiec zmarł w 2007 roku na nerczycę, chorobę, którą można kontrolować i normalnie z nią żyć. Matka chłopca zaniechała konwencjonalnych metod leczenia i zawierzyła życie chłopca znachorowi. Marek H. w rozmowie z nami wypierał się jednak pomocy, którą miał udzielić Przemkowi.
Marek H: Nie będę z panią rozmawiał! Już dość narobiliście gnoju! Nie leczyłem żadnego dziecka. Wmawiacie tylko!
Reporterka: Nie obiecywał pan mamie wyzdrowienia?
Marek H: Jakaś pani jest głupia! Nie wiesz, co ty mówisz! Ja tylko z gazety wiem o Przemku. Jeżeli ta kobieta by tu była, na pewno to dziecko by żyło. Pamiętaj!
Reporterka: A nie jeździł pan do Łukowicy?
Marek H: Chyba panią porypało.
- Przemek był chory na nerki, a ona odrzuciła antybiotyki, wszystkie lekarstwa. Z Prokocimia wróciła na własne żądanie. Znachor go leczył jakimiś ziołami - powiedziała nam mieszkanka Łukowicy.
Mimo że od 2007 roku coraz więcej mówiono o negatywnych skutkach działalności nowosądeckiego znachora, chętnych by poddać się jego terapii nie brakowało.
- Ludzie chodzą, niektórzy by pani oczy wydrapali, bo tak wierzą w niego - mówi sąsiadka Marka H.
- Pacjentów było bardzo dużo. Auta stały na jednej ulicy, drugiej, a nawet czasem na trzeciej. Ludzie w tych autach spali nawet po 8 godzin, żeby się do niego dostać - dodaje sąsiad Marka H.
Mimo niesłabnącego zainteresowania, świetnie prosperująca działalność została z dnia na dzień zamknięta, a sam Marek H. zniknął.
Reporterka: On miał jakiś cennik, czy co łaska?
Sąsiad Marka H.: Nie wiadomo, kiedyś do mnie powiedział, że jest w stanie pół Sącza kupić.*
* skrót materiału
Reporterka: Dominika Grabowska