Córka wyrzuciła ją na bruk

Dostała majątek i zgotowała matce piekło. Kiedy Katarzyna M. przejęła po ojcu całe gospodarstwo, odłączyła matce wodę i odcięła prąd. W końcu wyrzuciła ją z domu, a majątek wyprzedała. Dziś budynek stoi pusty i niszczeje, a 51-letnia pani Krystyna żyje na skraju nędzy w wynajmowanym mieszkaniu.

- Chciała się pozbyć mamy i się pozbyła. Ona nie ma żadnych skrupułów. Idzie po trupach do celu – mówi Marian Bagiński, najstarszy syn pani Krystyny, który pracuje w Anglii.

- Powiedziała tak: to wszystko moje, ojciec na mnie wszystko przepisał, a teraz weź pętlę i idź powieś się. Moja córka… - rozpacza pani Krystyna.

51-letnia Krystyna Bagińska przez 33 lata mieszkała w domu męża we wsi Pomorze. Wychowała troje dzieci. Kobieta ciężko pracowała w gospodarstwie, które dawało jej satysfakcję.

- Wyszłam za mąż za Mariana Bagińskiego, miałam 18 lat. Miał przepisaną gospodarkę po ojcach, totalna ruina. Trzeba było fundament drugi dać, kryć, a w środku mebla porządnego nie było. Pracowałam na gospodarce i w ośrodku w Posejnelach. Chowaliśmy byki i dużo świń, krowy. Bardzo dużo warzyw sadziłam, sprzedawałam. Jakoś wiązaliśmy koniec z końcem – opowiada pani Krystyna.

- Ona i siano podawała, wszystko robiła. Za mężczyznę robiła – mówi Anna Andruczyk, sąsiadka, która pomaga pani Krystynie .

W 2010 roku mąż pani Krystyny zachorował na raka z przerzutami do mózgu. To spowodowało, że w 2011 roku przekazał należące do niego gospodarstwo jednemu z trojga dzieci - córce Katarzynie. Sytuacja ta doprowadziła do tragedii.

- Zostałam wygnana do największego pokoju. Odłączyli mi wodę, prąd, nie miałam nic. Gotowałam na podwórku przy 25 stopniach mrozu. Nie miałam prawa zagrzać się i wykąpać. Oni mi nawet wody żałowali, od sąsiadów brałam przez 2 lata – opowiada pani Krystyna. 

- Żeby dzisiaj matkę wygnać i nie przyznawać się do niej?! To jakie to dzieci?! Posprzedawać ciągniki, wozy i drapaki? To wszystko było tu. Ja wszystko widziałam. Ona dobrze dzieci wychowała, tylko w nich szatan wlazł. Rzucają jabłkami w matkę, butami. Jabłek urwać jej  nie pozwolili – mówi Anna Andruczyk, sąsiadka, która pomaga pani Krystynie.

- To jest darowizna za życia. Kaśka przekonała ojca, jakoś naciągnęła na to i przepisał wszystko dla niej – dodaje Marian Bagiński, najstarszy syn pani Krystyny, który pracuje w Anglii.

Pani Krystyna żyła w tragicznych warunkach. W ubiegłym roku córka wyrzuciła ją z rodzinnego domu. Kobieta utrzymuje się za 420 zł renty, wynajmuje niewielki lokal. Gdyby nie pomoc sąsiadów, nie miałaby co jeść.

- Krystyna przychodziła tutaj, jadła, myła się, bo jej wody nie dawali, niczego nie dawali. Wygnali ją z domu, połamali drzwi, wszystko. Tam nikt nie siedzi. Jak to postoi przez zimę, to już po domu będzie – mówi Bronisław Andruczyk, sąsiad pani Krystyny.

Córka pani Krystyny, 27-letnia Katarzyna M. pozostaje niewzruszona sytuacją matki. Mimo że dom stoi pusty, kobieta nie zamierza jej pomóc.

- Moja siostra jest, jaka jest. Zależy jej tylko na pieniążkach! Jak mama z tatą podpisywali pożyczki, kredyty spłacali, to było wszystko dobrze, a jak mama któregoś razu nie podpisała tej pożyczki, to zmieniła poglądy na jej temat – opowiada Marian Bagiński, najstarszy syn pani Krystyny, który pracuje w Anglii.

- Dlaczego ona miałaby odzyskać ten dom? Żeby to przepić? Bo jej tylko na tym zależy. Wziąć i przepić! Nie pozwolę jej tam mieszkać. Ona chce wyjść na męczennicę – twierdzi Katarzyna M., córka pani Krystyny.

- Ja tam przez 30 lat ciężko pracowałam, swoje młode lata tyrałam, a teraz zaczęłam chorować. Zostałam bez pieniędzy i mieszkam tutaj kątem. A córka mieszka w Sejnach, ma mieszkanie w bloku, cieplutko. Ja nie mam co do garnka włożyć, a ona chodzi wymalowana i cieszy się z życia – podsumowuje pani Krystyna.*

* skrót materiału

Reporterka: Klaudia Szumielewicz

kszumielewicz@polsat.com.pl