Linia energetyczna dwa metry od domu!

Państwo Kulpowie żyją w domu pod napięciem. Boją się o swoje zdrowie, bo tuż nad ich głowami przechodzą potężne linie wysokiego napięcia. Sześcioosobowa rodzina gnieździ się w parterowym budynku, bo ze względów bezpieczeństwa nie można go rozbudować. Nie wolno nawet na niego wejść, by wymienić azbestowy dach.

- Rodzina musiałaby na okres remontu dachu wystąpić o wyłączenie przepływu energii przez te linie i ponieść tego koszty. A one sięgają setek tysięcy złotych. Dla mnie to absurd – mówi Antoni Wojciech Turczyn, wójt gminy Łabunie.

Dorota i Janusz Kulpowie mieszkają wraz z czworgiem dzieci w parterowym, rodzinnym domu koło Zamościa. Kiedy 9 lat temu chcieli go rozbudować, okazało się, że nie mogą tego zrobić.  Mają też problem nawet z wymianą starego, azbestowego dachu.  Dlaczego? Bo tuż obok budynku przechodzą linie wysokiego napięcia 220 kV.

- Nie możemy nic z tym domem zrobić. W starostwie dowiedziałam się, że jesteśmy ufoludkami. Jeden pan mi powiedział, że wie o tym, że to pole elektromagnetyczne jest szkodliwe. Pytał, czy są jakieś przypadki w rodzinie. Dwie siostry są po mastektomii, ja też jestem po operacji, a mój tata zmarł na raka – opowiada Dorota Kulpa. A jej syn Marcin dodaje: Ta linia jest od domu niecałe 2 metry, dlatego wszyscy się boimy.

Kiedy państwu Kulpom rozsypał się komin na dachu, musieli wybudować drugi z boku budynku, ponieważ z powodu bezpieczeństwa nikt nie mógł wejść na budynek. Jak twierdzą teraz żeby zdjąć azbestowy dach, musieliby zapłacić za wyłączenie sieci nawet kilkanaście tysięcy złotych dziennie.

- Boimy się o swoje życie, bo te linie iskrzą podczas deszczu i robią zwarcia. Może wybuchnąć pożar. Zimowę porą lód zbiera się na liniach i niebezpiecznie jest chodzić pod nimi – mówi Janusz Kulpa.

Dom powstał w 1963 roku. 5 lat później tuż przy budynku wybudowano linię wysokiego napięcia. Wówczas nie istniały żadne normy określające, w jakiej odległości może ona przebiegać od gospodarstw. Wprowadzono je dopiero w 2003 roku. Obecne przepisy zabraniają budowy jakichkolwiek obiektów w odległości 26 metrów od sieci.

Przed zamojskim sądem okręgowym toczy się postępowanie przeciwko właścicielowi linii – Polskim Sieciom Elektroenergetycznym, które są spółką Skarbu Państwa. Rodzina żąda wykupienia gospodarstwa.

- Nie mieliśmy wyjścia, poszliśmy do sądu. Wcześniej chcieliśmy, żeby usunęli druty, ale usłyszeliśmy, że tego nie zrobią, bo to są dla nich milionowe kwoty - mówi Dorota Kulpa.

- Musimy mieć przesłanki prawne lub nakaz sądowy, żeby wykupić to gospodarstwo –powiedziała Beata Jarosz z Polskich Sieci Elektroenergetycznych.

- Człowiek zastanawia się, co z nami będzie. Już patrzyłam na cierpienie sióstr i mego ojca. Boję się o dzieci. O sobie i mężu już nie myślę – podsumowuje Dorota Kulpa.*

* skrót materiału

Reporter: Artur Borzęcki

aborzecki@polsat.com.pl