Zbadali i sprzedali sprzęt. Mógł umrzeć

Tadeusz Krawczyk wydał 4 tys. zł na bioharmonizer fotonowy. Urządzenie miało mu pomóc odzyskać zdrowie. Zamiast tego, omal go nie zabiło. Po dwóch dniach stosowania, pana Tadeusza zabrało pogotowie. Okazało się, że urządzenie zakłóciło pracę rozrusznika serca mężczyzny. Odzyskać pieniędzy się nie udało.

W listopadzie ubiegłego roku państwo Krawczykowie z Bełżca odebrali telefon z zaproszeniem na bezpłatne badania. Ze spotkania wyszli bez badań, za to z bioharmonizerem fotonowym za prawie 4 tys. zł.

- Pani powiedziała, że będę się bardzo dobrze czuł, jak będę tego używał. Tonący brzytwy się chwyta. Ja jestem bardzo chory, więc zdecydowałem się na kupno – mówi 68-letni Tadeusz Krawczyk.

- Mąż mówi, że ma wszczepiony stymulator do serca, oni powiedzieli, że to nic nie przeszkadza – opowiada pani Halina Krawczyk, żona pana Tadeusza.

- Przyłożyłem go przez dwa dni i bardzo źle się czułem. Omal zemdlałem. Zabrało mnie pogotowie. Kardiolog ma taki aparat, który przykłada do serca. Powiedział, że miałem jeszcze 15 lat życia, a po tym bioharmonizerze zostało mi 13, czyli dwa lata mi uciekło – dodaje pan Tadeusz.

Kardiolog zakazał panu Tadeuszowi używania bioharmonizera, ponieważ to urządzenie zagraża jego życiu i wystawił mu odpowiednie zaświadczenie:

„Przeciwskazania: urządzenia medyczno-paramedyczne oparte na fali elektrycznej, elektromagnetycznej, akustycznej… Powyższe urządzenia mogą wejść w konflikt ze stymulatorem, powodując jego rozregulowanie-pogorszenie się objawów choroby.”

Państwo Krawczykowie odesłali bioharmonizer i dołączyli do listu zaświadczenie od lekarza. Jednak sprzedawca ich reklamacji nie przyjął, ponieważ od dnia zakupu urządzenia minęło 14 dni.

Rozmowa z prezesem firmy sprzedającej bioharomonizery w Poznaniu:

Reporterka: Przychodzę w sprawie państwa klienta z miejscowości Bełżec. Ten pan został poinformowany, że stosowanie tego urządzenia przy rozruszniku serca nie będzie miało wpływu na działanie tego rozrusznika. Przysłał nam opinię lekarską.
Prezes: Nie jestem w temacie, bo żona się tym zajmuje. Ja bym chciał takie pismo, że to urządzenie wpływa źle na ten rozrusznik. Niech to będzie potwierdzone przez tego kardiologa.
Reporter: On wysłał to pismo do państwa.
Prezes: Dobrze, ja przekażę to żonie.

Państwo Krawczykowie liczą, że sprzedawca uwzględni ich reklamację i już wkrótce będą mogli zapomnieć o kuracji, która omal nie zakończyła się tragicznie dla pana Tadeusza. Do poznańskiego oddziału Federacji Konsumentów w każdym tygodniu zgłaszają się osoby, które podobnie  jak państwo Krawczykowie, uwierzyli w bioharmonizer.

- Przychodzą do nas konsumenci, z prośbą o pomoc prawną właśnie w kwestii odstąpienia od umowy. Niestety, nie zawsze możemy im pomóc – mówi Mirosława Czosnowska z Federacji Konsumentów w Poznaniu.

- 130 zł ja bym spłacał, dałbym sobie radę, gdyby mi to pomogło. A to mi zaszkodziło! Musiałem jeszcze kupować dodatkowe leki. To jest nie do pomyślenia – podsumowuje pan Tadeusz.*

* skrót materiału

Reporterka: Milena Sławińska

mslawinska@polsat.com.pl