Lekarka uznała, że jest pijany… miał wylew

Zamiast ratować pacjenta z wylewem krwi do mózgu, odesłano go! Pan Józef Śmietana z Legnicy zasłabł w swoim mieszkaniu. Lekarz pogotowia trafnie zdiagnozował wylew i zabrał mężczyznę do szpitala. Dyżurująca tego dnia lekarka Małgorzata B. uznała jednak, że pan Józef jest pijany i zamiast zrobić badania, odesłała go do domu. Pan Józef zapadł w śpiączkę, zmarł 5 miesięcy później.

49-letni pan Józef zasłabł w marcu 2009 roku. Trafił do szpitala, ale lekarka, Małgorzata B. zlekceważyła objawy choroby, nie zrobiła nawet badań krwi.

- Wszystko zostało zbagatelizowane. Została wzięta pod uwagę tylko i wyłącznie jedna, marginalna  kwestia. Czyli to, że wypił kieliszek wódki. To jest w tej sprawie rzecz nieistotna. Lekarka stwierdziła, że ojciec jest w stanie upojenia alkoholowego i jeżeli go nie zabierzemy, to zostanie wezwana policja i przewiozą ojca na izbę wytrzeźwień  – opowiada Michał Śmietana, syn pana Józefa.

- To jest bardzo poważne zaniedbanie. Nie można postawić rozpoznania, że ktoś jest pod wpływem alkoholu bez badania krwi – mówi dr Piotr Piszko, okręgowy rzecznik odpowiedzialności zawodowej Dolnośląskiej Izby Lekarskiej.

- Nie zachowywał się jak pijany, on jakby nie wiedział, co się z nim dzieje, dogadać się z nim nie można było, bo bełkotał. Wróciliśmy z nim do domu, ale wciąż nie było z nim kontaktu – dodaje Grażyna Śmietana, żona pana Józefa.

Następnego dnia rodzina znalazła Józefa Śmietanę nieprzytomnego. Ponowie trafił do szpitala, ale wtedy wylew był już bardzo rozległy. Mężczyzna zapadł w śpiączce. Zmarł pięć miesięcy później.

- Nie mogłam sobie wybaczyć, bo jakbym nie powiedziała o tym kieliszku wódki, to może zbadaliby go dokładnie – rozpacza Grażyna Śmietana, żona pana Józefa.

- Do dzisiaj nie jestem w stanie sam pójść do ojca na cmentarz, bo mam sobie do zarzucenia.  Głowa podpowiada co innego, a serce co innego, ciężko mi jest – dodaje Michał Śmietana.

Rodzina Józefa Śmietany od czterech lat szuka sprawiedliwości. W maju 2013 roku dr Małgorzata B. została ukarana naganą przez Okręgowy Sąd Lekarski we Wrocławiu. Ten wyrok jest nieprawomocny. Sprawą zajęła się też Prokuratura Rejonowa w Legnicy. Lekarki broni dyrektor szpitala.

- Ja nie zakładam, w przeciwieństwie do pani, że rodzina ma rację – mówi Andrzej Hap z Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego w Legnicy.

Reporterka: Czy wiedział pan o wyroku nagany dla pani doktor?
Andrzej Hap: Powiem szczerze, że wcześniej nie wiedziałem. W polskim prawie nie ma czegoś takiego, że sąd rozsyła wyroki na lewo i prawo. Poza tym to nie jest wyrok pozbawiający prawa do wykonywania zawodu.
Reporterka: A w świetle postępowania prokuratury pan nie podejmuje żadnych kroków wobec pani doktor?
Andrzej Hap: Ale postępowanie jest w sprawie, nawet nie przeciwko pani doktor. Czyli nie wiadomo nawet, czy w ogóle będą postawione zarzuty pani doktor.

- W październiku 2013 roku podejrzana usłyszała zarzut narażenia pacjenta na ciężki uszczerbek na zdrowiu, bądź doprowadzenie do jego śmierci. Prostą tego konsekwencją jest dążenie prokuratury do oskarżenia podejrzanej – mówi Paweł Mazur z Prokuratury Rejonowej w Legnicy.

- Sprawa przed sądem lekarskim zakończyła się 25 kwietnia tego roku. Z powodu przedawnienia sąd zdecydował o jej umorzeniu. Przynajmniej do momentu uprawomocnienia tego wyroku pani doktor w świetle prawa nie jest karana – dodaje Włodzimierz Wiśniewski z Okręgowego Sądu Lekarskiego Dolnośląskiej Izby Lekarskiej.

- Jak można dopuścić do czegoś takiego? Sąd działa opieszale i przez to ktoś może nie zostać skazany – mówi Michał Śmietana, syn pana Józefa.*

 * skrót materiału

Reporterka: Małgorzata Pietkiewicz

mpietkiewicz@polsat.com.pl