Wpłacili 470 tys. zł – w zamian eksmisja

Wymarzony dom zrujnował im życie. Państwo Karczewscy sprzedali dwa mieszkania i przeprowadzili się z dziećmi do domu w Borowie koło Kartuz. Piotr N. chciał za niego 670 tys. zł. Małżeństwo zdążyło wpłacić 470 tys. zł, gdy okazało się, że budynek jest fuszerką budowlaną. Karczewscy chcieli odzyskać pieniądze. Sąd jednak uznał, że 470 tys. zł to zadatek, który przepada! Małżeństwo czeka eksmisja.

Iwona i Adam Karczewscy w marcu 2009 roku podpisali z Piotrem N. umowę przedwstępną na zakup domu we wsi Borowo koło Kartuz. Miał kosztować 670 tys. zł. Karczewscy sprzedali dwa mieszkania w Sopocie i chcieli zaciągnąć kredyt na 200 tysięcy. Do tego czasu właściciel zgodził się, aby rodzina z dziećmi tam mieszkała.

- Podpisaliśmy umowę przedwstępną i wzięliśmy kredyt. Miało dojść do umowy ostatecznej, której nie podpisaliśmy ze względu na istniejące wady tego domu – opowiada Adam Karczewski.

- Tutaj przez cały czas rozgrywała się kwestia, czy w ogóle nie cofnąć pozwolenia na budowę. Ten dom mógłby być zburzony! A właściciel nie zamierzał nas w ogóle o tym poinformować. Przez zupełny przypadek się o tym dowiedzieliśmy – dodaje Iwona Karczewska.

- Wadą konstrukcyjną jest podłączenie pieca. W nielegalnych, można powiedzieć nieistniejących formalnie garażach, jest pobudowana nielegalna kotłownia, podłączona do nielegalnego komina, bo jest podłączona do komina wentylacyjnego, bez żadnych pozwoleń jest ten piec zbudowany – dodaje Adam Karczewski.

Takich wad w domu jest dużo – brakuje też wielu pozwoleń i odbiorów wymaganych przez prawo budowlane. Karczewscy, jako nowi właściciele, płaciliby wysokie kary, dlatego zażądali wszystkich dokumentów oraz planów domu od pośrednika i od właściciela.

- Jak się okazało, pośrednik nieruchomości razem z właścicielem domu zataili przed nami, że dom jest wybudowany niezgodnie z literą prawa – mówi Adam Karczewski.

- Oczywiście, że nie mam sobie nic do zarzucenia. Jak będzie jakiś powód do rozmowy, to będziemy rozmawiać, na razie uważam, że go nie ma – usłyszeliśmy od Sławomira W., pośrednika w sprzedaży domu państwu Karczewskim.

Co na to Piotr N., który sprzedał dom?

Reporterka: Czy ktoś w końcu widział plany tego domu czy nie?
Piotr N.: Widziałem te plany razem z nim. On był razem ze mną w inspektoracie w Kartuzach.
Reporterka: Widział te plany?
Piotr N.: Żeby on powiedział, że chce mieć te plany i ja żebym wiedział, że możemy je skserować, że ta pani nam udostępni te plany, to nie byłoby  żadnego problemu, ale nikt nie wpadł nawet na taki pomysł.
Reporterka: A pan się starał o te plany?
Piotr N.: Nie były mi potrzebne do sprzedaży.

Karczewscy nie podpisali aktu notarialnego. Zażądali zwrotu zadatku. Właściciel podał ich do sądu. Ten uznał, że to Karczewscy są winni zerwania umowy, a 470 tys. zł jako zadatek przepada! W lipcu 2013 roku sąd nakazał wydanie domu właścicielowi.

- Ja idę teraz do komornika, będę chciał ich wysiedlić. Niech idą na bruk, mnie to nie obchodzi – mówi Piotr N., który sprzedał dom państwo Karczewskim.

- Zarobił 470 tys. zł. Dom jest na nowo do kupienia. Możemy go oczywiście kupić, dając mu kolejne 500 tys. zł – mówi Iwona Karczewska.

- Prokuratura wszczęła śledztwo w sprawie doprowadzenia małżeństwa Karczewskich do niekorzystnego rozporządzenia mieniem w kwocie 470 tys. zł przy zakupie nieruchomości.

- Sprawa wymaga jeszcze kilku dodatkowych czynności, przesłuchania kilku osób i być może zasięgnięcia opinii biegłego z zakresu budownictwa – informuje Remigiusz Signerski z Prokuratury Rejonowej w Kartuzach.*

* skrót materiału

PS. Państwo Karczewscy czekają na eksmisję. Prokuratura bada sprawę, jeśli właściciel i pośrednik usłyszą zarzut oszustwa grozi im nawet 10 lat więzienia.

Reporterka: Małgorzata Pietkiewicz

mpietkiewicz@polsat.com.pl