ZUS dobija rencistę
Serce pana Karola w każdej chwili może stanąć, dlatego ma wszczepiony defibrylator. Mężczyzna nie może pracować. Żyje za 740 zł renty. Oszczędza na jedzeniu i lekach. Kiedyś pan Karol miał wyższą rentę w związku z wypadkiem w pracy, gdzie miał pierwszy zawał. ZUS stwierdził jednak, że kłopoty z sercem pana Karola… minęły i zabrał świadczenie.
Pan Karol Słomiński z Gorzowa Wielkopolskiego ma 58 lat. Przeszedł kilka zawałów serca, ma wszczepiony defibrylator, który kiedy serce pana Karola ponownie stanie, ma pomóc mu znowu bić. Mężczyzna ma 740 zł renty, z czego ponad połowę musi wydać na leki. Na życie nie starcza.
- Brakuje mi leków, robię przerwy w ich zażywaniu, ograniczam dawkowanie, ewentualnie w jeden dzień wezmę, w drugi nie. Wystarczy, że przejdę 500 metrów i już mam duszności - opowiada pan Karol.
Mężczyźnie pomagają koledzy: pan Grzegorz od 40 lat jeżdżący na wózku i pan Alfred walczący z chorobą nowotworową. Bez nich pan Karol chodziłby głodny.
- W jego sytuacji ani to żyć, ani umierać. Ja bym nie chciał takiego życia. Nieraz mu sam od siebie jakieś pieniądze daję - mówi Grzegorz Domarecki, kolega pana Karola.
- To tragicznie wygląda. Albo kraść, albo nie wiem, co robić. Trzeba mu pomagać po prostu - dodaje Alfred Raupuk, kolega pana Karola.
Pan Karol przed laty prowadził zakład tapicerski, miał też sklep elektroniczny. Kiedy kontrahenci przestali płacić, pan Karol dostał w pracy pierwszego zawału. Był rok 1993. Potem serce pana Karola stawało jeszcze kilka razy. Mężczyźnie przyznano rentę w związku z wypadkiem przy pracy.
- Został sporządzony przez ZUS protokół powypadkowy. Później następowały kolejne zawały. Już nie pamiętam, do którego roku miałem przez ZUS uznawaną rentę. Byłem całkowicie niezdolny do pracy z powodu wypadku przy pracy. W pewnym momencie zaczęło się, że już częściowo niezdolny z powodu wypadku… - opowiada Karol Słomiński, walczy o podwyższenie renty.
Przez 13 lat pan Karol otrzymywał rentę w związku z wypadkiem przy pracy. Potem ZUS stwierdził, że renta z tego tytułu już się nie należy. I zaczęła się dla pana Karola kilkuletnia batalia z ZUS-em.
Reporterka: Przecież pan w między czasie miał kolejne zawały. Jak do tego podchodzili lekarze z ZUS-u?
Pan Karol: No to dali mi rentę na nogi, na zespół Leierchera, bo mam niedokrwienie nóg, w ten sposób mam rentę. Uznano, że moje kłopoty z sercem naraz się skończyły i nie przysługuje mi renta powypadkowa.
Reporterka: Ale przez 13 lat pan dostawał, to co się takiego zmieniło?
Pan: Nic. Ja się odwoływałem do sądów, odwoływałem się w ZUSie. To w zemście ZUS zatrzymał mi na 4 miesiące rentę i wysyłał mnie po całej Polsce za niemałe pieniądze. Przykładowo do Łodzi, żeby zrobić EKG.
O komentarz prosiliśmy ZUS w Gorzowie Wielkopolskim. Urzędnicy oświadczyli, że w tej konkretnej sprawie nie wypowiadają się. Otrzymaliśmy jedynie lakoniczną odpowiedź przez e-mail:
"Lekarz orzecznik ZUS orzekł brak niezdolności do pracy w związku z wymienionym wypadkiem. Zainteresowany ma prawo wnieść sprzeciw od orzeczenia lekarza orzecznika do komisji lekarskiej ZUS w Zielonej Górze w terminie 14 dni od dnia otrzymania orzeczenia lekarza orzecznika. Z uwagi na ochronę danych wrażliwych Zakład Ubezpieczeń Społecznych nie komentuje stanu zdrowia pana Karola Słomińskiego."
- Przecież miał firmę, uczniów zatrudniał, płacił podatki. Nie wiem, czy to ZUS jest winny, to chyba ci na górze stoją za tym - komentuje Alfred Raupuk, który pomaga pana Karolowi.
Pan Karol ponownie odwołał się do sądu. I czeka. Dla chorego mężczyzny nawet kilkaset złotych podwyżki renty, to prawdziwy majątek.
- Nie czuję żadnej złości, nienawiści do nikogo, tylko jest śmiech, pusty śmiech. Mój Ty Boże, co oni tam wyprawiają, co oni znów wymyślą. Ja nie mam żalu do ZUS-u, że przez tyle lat byłem traktowany jak odpad, którego trzeba się pozbyć. Nie mam żalu o to - podsumowuje pan Karol.*
* skrót materiału
Reporterka: Aneta Krajewska