Zabrali ziemię, o pieniądzach zapomnieli

Pani Lilia walczy z gminą Choroszcz koło Białegostoku o odszkodowanie za ziemię zajętą pod budowę drogi. Chodzi o prawie 52 tys. zł. Za starszą kobietą murem stoi starosta, wojewoda, Rzecznik Praw Obywatelskich i sądy. I wszystko na nic, bo burmistrz Choroszczy uparł się, by pieniędzy nie wypłacić. Konflikt trwa od 18 lat. Pani Lilia boi się, że nie doczeka jego zakończenia.

Teren, na którym obecnie znajduje się rozkopana droga w gminie Choroszcz, 18 lat temu należał do pani Lilii Glińskiej. Gmina w 1996 roku dokonała wywłaszczenia, jednak jak dotąd nie zapłaciła kobiecie ani grosza.

- Mam bardzo duży problem, bo gmina Choroszcz zabrała mi ziemię pod ulicę, ponad 2 tysiące metrów. Uważam, że to kradzież – mówi pani Lilia.

75-letnia kobieta twierdzi, że burmistrz obiecywał jej zapłatę za odebraną ziemie. Mijały kolejne miesiące i lata, a w sprawie nic się nie działo.

- Najpierw burmistrz mówił, że nie ma pieniędzy, ale jak będą mieli to zapłaci. Potem przestałam do niego jeździć, bo miałam operację na oczy, w dodatku zmarł mi syn. Jak się otrząsnęłam, znów zaczęłam jeździć. Mam żal do burmistrza, że mnie oszukuje – mówi pani Lilia.

Cztery lata temu staruszka oddała sprawę przeciw gminie do sądu. Ten stwierdził, że odszkodowanie jej się należy, ale kobieta powinna go dochodzić na drodze administracyjnej. Dlatego pani Lilia zwróciła się o pomoc do starostwa powiatowego. Powołano rzeczoznawcę, który wycenił zabraną przez gminę ziemię na prawie 52 tysiące złotych.

- Podjęliśmy decyzję o ustanowieniu odszkodowania na przecz pani Lilii. Do wypłaty zobowiązany jest burmistrz Choroszczy – informuje Mirosława Drewnowska, dyrektor Wydziału Geodezji, Katastru i Nieruchomości Starostwa Powiatowego w Białymstoku.   

- Moim obowiązkiem jest pilnowanie budżetu gminy. Nie ma znaczenia, czy dotyczy to 75-letniej staruszki czy 30-letniego młodzieńca – twierdzi Mirosław Zalewski, wiceburmistrz gminy Choroszcz.

Wiceburmistrz twierdzi, że kobieta podpisała w 1996 roku porozumienie z gminą zrzekające się odszkodowania za odebraną ziemię. Pani Lilia zaprzecza. Natomiast białostocki Sąd Apelacyjny stwierdził, że nie ma to żadnego znaczenia. Dlaczego? Bo nawet, gdyby kobieta podpisała taki dokument, to byłby on tylko bezwartościowym świstkiem papieru.

- Sąd stwierdził, że takie porozumienie w ogóle nie powinno być zawarte. Jest ono sprzeczne z prawem, nieważne. Nikt z urzędników nie powinien się na nie powoływać – mówi Janusz Sulima z Sądu Apelacyjnego w Białymstoku.

- Przepisy z 1996 roku nie pozwalały na zrzeczenie się właścicielowi działki odszkodowania – dodaje Kamila Dołowska z Biura Rzecznika Praw Obywatelskich.

- Porozumienie było podpisane, że oddam kawałeczek, 50 metrów pod stację trafo. Ale nie całą resztę. On wiedział, że ma mi za to zapłacić. Jak można się zrzec 2 tysięcy metrów? – pyta pani Lilia.

Władze gminy podkreślają także, że wszelkie ewentualne roszczenia dawno się przedawniły. Innego zdania jest białostocki sąd. Murem za panią Lilią stoi także Biuro Rzecznika Prawa Obywatelskich.

- Stanowisko gminy nie znajduje odzwierciedlenia w przepisach i orzecznictwie sądów administracyjnych. Jest niewątpliwe, że ta sprawa powinna zakończyć się wypłatą odszkodowania – mówi Kamila Dołowska z Biura Rzecznika Praw Obywatelskich.

- Sąd Apelacyjny również stwierdził, powołując się na orzeczenie Naczelnego Sądu Administracyjnego w Warszawie, że to roszczenie się nie przedawnia – potwierdza Janusz Sulima z Sądu Apelacyjnego w Białymstoku.

Zrozpaczona pani Lilia w naszej obecności poszła prosić o pomoc do Podlaskiego Urzędu Wojewódzkiego. Jak udało nam się nieoficjalnie ustalić, urzędnicy wojewody podtrzymają decyzję starosty nakazującą gminie zapłacić odszkodowanie. Niestety, to nie koniec batalii staruszki o należne jej pieniądze

- Obecnie burmistrz Choroszczy odwołał się od decyzji starosty. My, jako druga instancja, będziemy to rozpatrywać. Powinno być to po myśli tej pani – mówi Marian Malinowski z Podlaskiego Urzędu Wojewódzkiego w Białymstoku.

- Decyzję wojewody zaskarżymy do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego – zapowiada Mirosław Zalewski, wiceburmistrz gminy Choroszcz.

Reporter: A potem zapewne do Naczelnego Sadu Administracyjnego?
Wiceburmistrz: Tak, ale nie dlatego, że chcemy uprzykrzyć życie pani Glińskiej, tylko obawiamy się, że to wierzchołek góry lodowej. Nie mam zamiaru wypłacić tej pani pieniędzy, bo byłby to precedens, który zagrażałby finansom gminy.

- Wszczynanie kolejnych postępowań, które odwlekają w czasie zapłatę, kumuluje odsetki. Zapłacimy za nie wszyscy, a nie pan burmistrz. To jest nadużycie władzy – uważa Paweł Golcew, prawnik.

- Ile lat będzie to jeszcze trwało? Czy oni czekają aż ja umrę? – rozpacza pani Lilia. *

* skrót materiału

Reporter: Artur Borzęcki

aborzecki@polsat.com.pl