Zbierali na chore dziecko. Nie dostało nic

- Jest oszustem bogacącym się na krzywdzie chorych dzieci – mówi o prezesie fundacji „Ratowanie w razie zagrożenia życia i zdrowia” mama 13-letniego Sebastiana. Henryk K. bez podpisanej umowy zbierał pieniądze na pomoc choremu chłopcu. Choć fundacja wykorzystała wizerunek Sebastiana, to jego rodzice nie dostali ani złotówki.

Jeszcze niedawno byli normalną szczęśliwą rodziną. Ale w zeszłym roku wszystko się zmieniło. Okazało się, że 13-letni Sebastian ma nowotwór złośliwy kości. Kolejne cykle chemioterapii nie pomagały.

- Guz nagle zaczął rosnąć i ratując dziecku życie, trzeba było amputować nogę.  Po zabiegu chyba jeszcze miał nadzieję, popatrzył na nas i spytał, czy ma nóżkę. Bez tabletek uspokajających nie wchodziłam do dziecka – opowiada Wioletta Kossakowska, mama Sebastiana.

W zeszłym roku, kiedy Sebastian przebywał w klinice w Warszawie, do szkoły, w której uczy się chłopiec, zgłosił się Henryk K. – prezes fundacji „Ratowanie w razie zagrożenia życia i zdrowia”. Chciał powiesić w szkole skarbonkę i zbierać pieniądze dla potrzebujących dzieci.

- Powiedziałam mu na wstępie, że w żadne układy nie wchodzimy, bo mamy ucznia po amputacji nogi i chcemy mu pomóc w pierwszej kolejności – mówi Danuta Wietrzyńska, wicedyrektor Publicznej Szkoły Podstawowej numer 8 w Nowej Soli.

Henryk K. skontaktował się z rodzicami Sebastiana. Zaoferował pomoc.

- Zarzekał się, że on cuda dla Sebastiana zrobi, że syn będzie miał protezę, że o nic mam się nie martwić, o każdej zbiórce będziemy poinformowani. Dla mnie pierwszym warunkiem było podpisanie umowy. Odparł, że jako fundacja charytatywna on nie musi podpisywać umowy – opowiada Wioletta Kossakowska, mama Sebastiana.

- Przygotował dla nas umowę, która moim zdaniem była nie do podpisania. Zawierała dużo sprzecznych punktów, w jednym było napisane, że zbiera pieniądze dla Sebastiana, a w następnym, że może je przekazać komuś innemu – dodaje Ireneusz Łukjanienko, tata Sebastiana.

Rodzice Sebastiana domagali się zmian w umowie, ale, jak twierdzą, Henryk K. nie chciał o tym słyszeć. Mimo to w kilku miejscach w Nowej Soli prezes fundacji powiesił puszki z wizerunkiem chorego chłopca. Na stronie internetowej Henryk K. ogłosił, że zebrał dla chłopca 1500 złotych.

- K. nie chciał wypłacić tych pieniędzy. To już było oszustwo, wykorzystanie wizerunku syna. Mówił, że o każdej kwocie nas poinformuje, że nam przekaże, a okazało się co innego. Zgłosiłam sprawę w prokuraturze – mówi Wioletta Kossakowska, mama Sebastiana.

Henryk K., prezes nowosolskiej fundacji nie zgodził się na rozmowę przed kamerą. Twierdzi, że jego działalność jest uczciwa. Fundację prowadzi jednoosobowo. Sam decyduje o rozdzielaniu środków. Rozmowę z nim nagraliśmy ukrytą kamerą:

Reporterka: Na jakiej zasadzie działa pana fundacja, skoro najpierw się zbiera pieniądze, a później podpisuje się umowę, albo nie podpisuje?
Henryk K,. prezes fundacji: Proszę panią, tu jest ważne dobro dziecka, tak? Miałem na kolano wziąć i dupę zbić, żeby podpisali umowę? Mówię pani, że ani złotówki z tego nie wziąłem, a jeszcze wpłacam 5 zł miesięcznie.

- Jest prezes fundacji i jednoosobowy zarząd. On robi wszystko sam, pieniądze z puszek też przelicza sam – mówi Ireneusz Łukjanienko, tata Sebastiana.

- Byłam pewna, że przynajmniej skarbonka zostanie otwarta i przeliczona, ale zabrał ją i wyszedł – dodaje Danuta Wietrzyńska, wicedyrektor Publicznej Szkoły Podstawowej numer 8 w Nowej Soli.

Rodzice Sebastiana napisali skargę do starostwa w Nowej Soli, które wydało Henrykowi K. zgodę na przeprowadzenie zbiórki. Ale urzędnicy nie dopatrzyli się w działaniach nowosolskiej fundacji żadnych uchybień.

Rodzice Sebastiana nadal potrzebują pieniędzy na leczenie i rehabilitację syna. Obawiają się, że kłopoty z nowosolską fundacją Henryka K. spowodują, że ludzie nie będą chcieli im pomóc.

Henryk K., prezes fundacji: Jak wygram sprawę w sądzie, to ona (mama Sebastiana – przy. red.) będzie musiała pracować na moją fundację.
Reporterka: I będzie pan z siebie dumny?
Henryk K.: Tak, bo nie wolno pomawiać.

- Ja się sądów nie boję, mam tylko nadzieję, że ta fundacja przestanie istnieć, że pan K. nie będzie się bogacił na krzywdzie innych dzieci, tak jak się bogaci na krzywdzie mojego dziecka – mówi Wioletta Kossakowska, mama Sebastiana.*

* skrót materiału

Reporterka: Paulina Bąk

pbak@polsat.com.pl