Po 12 latach małżeństwa, wylądowała na klatce schodowej

Pani Joanna kilka miesięcy temu rozwiodła się z mężem. Zanim sąd orzekł rozwód, jej mąż wyrzucił ją mieszkania. Pani Joanna od tego czasu błąka się po znajomych, nocuje na klatce schodowej lub na ławce w parku. Mimo że pracuje nie stać ją na wynajem mieszkania. Każdego dnia walczy o swoje jutro i o odzyskanie dzieci.

- Padały różne obraźliwe słowa, ja dla nich jestem wariatką, debilem. Powiedział, że puści mnie w samych przysłowiowych majtkach, że dzieci nie zobaczę na oczy – mówi  pani Joanna,  która została wyrzucona z mieszkania przez męża.


-  W tych sprawach był brak jakichś obiektywnych dowodów w postaci zeznań,  świadków naocznych lub innych dowodów,  które uprawdopodabniały wersje jednej ze stron - mówi Przemysław Nowak, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Warszawie.


Na warszawskiej Ochocie mieszka pani Joanna. Właściwie mieszkała, bo od ponad 4 miesięcy jest bezdomna. 36 - letnia kobieta została wyrzucona z mieszkania przez swojego, wtedy jeszcze,   męża.


Fragment nagrania kłótni pani Joanny z mężem:

„ Widzisz, jaka bezczelna? Ty nie będziesz siedziała na moim… na moich krzesłach, nie będziesz w moim domu. Jeszcze trochę! Poczekaj jeszcze!”

- Wykręcał mi żarówki, nie pozwalał mi się umyć, swoje rzeczy musiałam zamknąć w szafie, on swoje też zamknął, tak że to był jeden wielki dramat – mówi pani Joanna.


Pod koniec lutego tego roku pani Joanna rano wyszła z mieszkania. Chciała na pobliskiej komendzie prosić o pomoc. Niestety do mieszkania  nie mogła już wrócić, bo mąż wymienił zamki. W mieszkaniu zostało całe jej życie, dwójka dzieci 10 - letnia córeczka i 8- letni syn.


-  Kiedy wymienił zamki w drzwiach byliśmy jeszcze formalnie małżeństwem, tak że zrobił to całkowicie bezprawnie, chciał mnie osłabić przed sprawą rozwodową, udało mu się – mówi pani Joanna.


- Mąż nie mógł jej wyrzucić, zmienić zamki, nie wpuścić jej do mieszkania, bo to było bezprawne samowolne naruszenie posiadania – mówi Krzysztof Dmowski, adwokat.

- Pewnego dnia zadzwoniła do mnie i powiedziała,  że mąż ja pobił, poprosiłam ją żeby przyjechała do mnie. Zrobiłam jej zdjęcia, zrobiła obdukcję, pojechała na policję i od tego się zaczęło – mówi pani Ewa, koleżanka pani Joanny.


Pani Joanna śpi na klatce schodowej w bloku, w którym kiedyś mieszkała i na ławce w pobliskim parku. Pomagają jej  koleżanki, dzięki nim ma gdzie się umyć.  Pani Joanna stara się normalnie żyć, pracuje, żeby opłacić kredyty, które zaciągnęli razem z mężem. Musi też płacić alimenty. Zostaje jej 300 zł.


- To nie jest fajne jak wstaje się rano i bolą kości, nie jest fajne jak człowiek śpi czujnie, nawet w mieszkaniu spałam ze swoją torebką pod głową. Nawet rozglądam się za mieszkaniem, pokojem, pokoikiem z kimś, żeby wynająć.  Po prostu, nie będę jadła, będę z dziećmi skromniej spędzała te weekendy, ale wiem jedno,  że chcę być blisko swoich dzieci – mówi pani Joanna.


Próbujemy wielokrotnie skontaktować z się z byłym mężem pani Joanny. Chcemy poznać jego wersję zdarzeń. Niestety, mężczyzna nie odbiera telefonów, nie chciał także z nami porozmawiać. Jarosław P. chce eksmitować byłą żonę ze swojego mieszkania. Pani Joanna zgłosiła sprawę do prokuratury.


- Mieszkanie stanowi odrębny majątek byłego męża, nie wchodziło w skład wspólności ustawowej małżonków. Więc tutaj tak naprawdę postaje kwestia rozliczenia ewentualnych nakładów – mówi Krzysztof Dmowski, adwokat.


- Całe życie spłacałam kredyty, kiedyś mieliśmy wspólne konto, swoją pensję zabrał, a mnie zostawił ze wszystkimi kredytami. Samochód już spłaciłam, teraz spłacam nasz wspólny kredyt. Jedyną moją winą  jest to, że pokochałam nie tego człowieka, którego powinnam  – mówi pani Joanna. *

*skrót materiału

Reporterka: Angelika Trela

atrela@polsat.com.pl