Mieszka w samochodzie

Andrzej Orłowski mieszka w samochodzie pod swoim blokiem w Wołominie. Mężczyzna został eksmitowany z mieszkania. Kiedy wrócił ze szpitala, zastał zamknięte drzwi i wymienione zamki. Jego rzeczy zostały w środku. Pan Andrzej trafił na ulicę, bo nie był w stanie spłacać kredytu. Sąd nie przyznał mu nawet lokalu tymczasowego.

- Ja bym się mógł spodziewać, że będę miał wypadek samochodowy, że mnie na pasach ktoś przetrąci, na łeb mi coś spadnie... ale nie, że tak się to skończy - mówi pan Andrzej.

Mężczyzna ma 67 lat. Jest samotny i schorowany, ma orzeczony umiarkowany stopień niepełnosprawności. Nie ma żadnej bliskiej rodziny.

- Miesiąc przed ślubem wjechał w nas samochód, kierowca był pijany. Narzeczona była 11 lat ode mnie młodsza, ja wtedy miałem 29 lat. Pół roku po śmierci dziewczyny raptownie zmarła moja mama, która była dla mnie matką, ojcem, przyjacielem. Miała 59 lat - opowiada pan Andrzej.

Przez 41 lat mężczyzna mieszkał w bloku w Wołominie. Miał własne 38-metrowe mieszkanie. Jego kłopoty zaczęły się kilka lat temu, kiedy w jednym z banków wziął kredyt we frankach szwajcarskich pod zastaw swojego mieszkania. Pożyczył około 35 tysięcy złotych.

- Te pieniądze przeznaczyłem na leczenie nóg, na drogie zastrzyki. Gdyby nie one, to już w ogóle bym nie chodził, a termin na wymianę stawów w Otwocku mam za pięć lat.  Niestety, straciłem pracę i przestałem płacić. Dyrektor banku powiedział, że jak od razu nie dam 35 tysięcy, to nie ma o czym rozmawiać. Sprawa pójdzie do windykacji - wspomina pan Andrzej.

- Wierzyciel, dysponujący tytułem egzekucyjnym przeciwko dłużnikowi, złożył wniosek o wszczęcie egzekucji z lokalu zajmowanego przez dłużnika i lokal został sprzedany na licytacji - informuje Marcin  Łochowski, rzecznik prasowy Sądu Okręgowego Warszawa-Praga.

- Moje mieszkanie zostało wycenione na 116 tysięcy złotych, nie wiem w jaki sposób, bo nikogo u mnie nie było. Na koniec orzeczono, że zostanie sprzedane za 87 tysięcy złotych. Nastąpiło przybicie i już - dodaj pan Andrzej.

Schorowany mężczyzna próbował się odwoływać, ale nic to nie dało. Myślał, że skoro jest niepełnosprawny, będzie mu przysługiwał lokal socjalny. Okazało się, że jest inaczej i można go wyrzucić na ulicę.

- Wszyscy powołują się na ustawę o ochronie praw lokatorów, tylko nie wiem, z jakiego powodu czytają ją wybiórczo. Wszyscy znają artykuł 14., te kobiety w ciąży, osoby małoletnie, emeryci, a nikt nie dochodzi do punktu 7., który mówi, że jeśli eksmisja dotyczy lokalu, którego była pani właścicielem, to nie trzeba dać pani lokalu zastępczego - powiedział nam komornik, który przeprowadził eksmisję.

Nowy właściciel domagał się wyrzucenia pana Andrzeja z mieszkania. Komornik wyznaczył termin eksmisji na 21 maja. Dziewięć dni przed planowaną eksmisją schorowany mężczyzna trafił do szpitala.

- Serce mnie zaczęło boleć, cukier skoczył prawie do 300 jednostek, wzięli mnie szybko do szpitala. Poprosiłem sąsiada, żeby przyjechał do mnie i zawiózł moje odwołanie do sądu. Złożył je w biurze podawczym, takie samo zawiózł do komornika - mówi pan Andrzej.

- Leżeliśmy na jednej sali, zadzwonił do niego telefon, jakaś pani powiedziała, że mu wszystko rozwalają, wycinają i wyprowadzają - dodaje Andrzej Cychowski, sąsiad pana Andrzeja.

Okazało się, że kiedy pan Andrzej leżał w szpitalu, nowy właściciel i komornik przeprowadzili eksmisję. Rozwiercili zamki i weszli do mieszkania.

- Zastałem drzwi zamknięte, karteczkę i wizytówkę tego szanownego pana, że nie wolno mi wejść, bo to zostanie uznane za włamanie bez jego wiedzy i zgody. On jak kupił to mieszkanie, to nie omieszkał mi się pochwalić, że takich lokali kupił już 14, a moje jest 15. - mówi pan Andrzej.

- Nie mam czasu na spotkanie, mam dużo pracy, dziecko mi płacze, nie da rady. Pani sobie znajdzie inny temat, bo tu wszystko prawnie było zrobione z prawomocnym przysądzeniem - powiedział Zbigniew K., nowy właściciel mieszkania.

Od czasu eksmisji pan Andrzej mieszka w samochodzie pod blokiem, w którym żył przez ponad 40 lat. Pomagają mu sąsiedzi. Nie stać go na wynajęcie mieszkania, bo utrzymuje się z zasiłku z MOPS-u w wysokości 529 złotych. Pomocy szukał u burmistrza Wołomina. Złożył wniosek o mieszkanie.

- Do 30 listopada będzie lista osób zakwalifikowanych na 2015 rok na listę mieszkaniową - powiedział Sylwester Jagodziński, zastępca burmistrza Wołomina.

- I w 2020 roku od pana burmistrza już mieszkania nie dostanę, bo to będzie inna kadencja,  już pana nie będzie za tym stolikiem - skomentował pan Andrzej.*

* skrót materiału

Reporterka: Paulina Bąk

pbak@polsat.com.pl