Poderżnął Polce gardło na oczach synka!

Okrutna zbrodnia szaleńca. Włoch Fermo M. wpadł w szał i poderżnął gardło swojej żonie, 32-letniej Teresie. Był tak brutalny, że omal nie odciął jej głowy. Potem okaleczył też siebie. Wszystko działo się na oczach czteroletniego synka.

- Tak jej tę głowę ciął, że tylko 2 centymetry gdzieś tam zostały, już by odpadła. Łeb za łeb. On jej tak zrobił i jemu powinni tak samo zrobić – mówi matka zamordowanej Teresy. 

Chmielów - mała wieś na Podkarpaciu. Do niedawna życie płynęło tu spokojnie i wolno. Mało kto zamykał na noc drzwi na klucz. Kilka tygodni temu wprowadzili się tu 32 - letnia Teresa i 46-letni Fermo M., polsko-włoskie małżeństwo z trojgiem dzieci.

- We Włoszech Teresa była 11 lat. On od pierwszego spotkania to był dla mnie „fe”! Takie typowe macho włoskie. Jak się wziął za ten hazard, potrafił w tydzień czasu puścić 150 000 euro. To się w głowie nie mieści – opowiada matka zamordowanej kobiety

- Zawsze się tak przyglądał, kolczyków w uszach miał od ch… - dodaje mieszkaniec Chmielowa.
Prze… cały majątek gdzieś w tych Włoszech, wszystko zmarnował i przyjechali tu do Polski – dodaje  mieszkanka Chmielowa.

Jest 18 czerwca, godzina 7 rano. Fermo, jak co dzień, odwozi Teresę samochodem do pracy. Razem z nimi jedzie ich czteroletni synek. Kilkaset metrów dalej dochodzi do tragedii.

- To dziecko wszystko widziało. Stało koło tego samochodu, strasznie krzyczało – opowiada mieszkanka Chmielowa.

- Przyleciał i mówi: tata mamie podciął gardło i sobie ręce. Kłócili się w tym samochodzie, bo jej robił wyrzuty, że ona go nie kocha, a ona mówi: kocham cię, nikogo nie mam. Zatrzymał samochód i mówi: jak mnie kochasz, to mnie pocałuj. Ona się nachyliła, żeby go pocałować, a on jej wtedy gardło podciął. Tak to zrobił, że zostały ze 2 centymetry, że cała głowa odpadła. Teraz jest (Fermo M. - przyp. red) w śpiączce farmakologicznej. Mówiłam policji, że jakby zmarł, to nie wiem, kto go pochowa. Ja w życiu. To jest dla mnie bydlę, zbrodniarz – mówi matka zamordowanej kobiety.

Fermo M. za kilka dni ma zostać wybudzony ze śpiączki. Nie wiadomo jednak, kiedy będzie w stanie złożyć przed prokuratorem zeznania. Za bestialskie zabójstwo żony grozi mu dożywocie. Jego troje dzieci, w jednej chwili straciło więc matkę i ojca.

- Nie wiadomo, kiedy pogrzeb. Ciało córki jest aż w Krakowie. Takie pogłoski chodzą, że on jej dosypywał coś, podtruwał ją czymś, żeby wykończyć – opowiada matka zamordowanej kobiety.

- Na płocie za żebra powiesić, niechby wysechł i kruki rozebrały. To jest moja kara – mówi Józef Grdeń, sołtys wsi Jadachy.

- Mały rozumie, co się wydarzyło.  Cały czas przypomina. Dziś całą noc mi nie spał, musiałam spać z nim, bo się zrywał, płakał i chciał mamę. I mamę, i mamę, i mamę – dodaje matka zamordowanej kobiety.*

* skrót materiału

Reporter: Rafał Zalewski

rzalewski@polsat.com.pl