Zaprosił na kolację i zamordował. Dożywocie!
Winny! Po ośmiu latach procesu Sąd Okręgowy w Warszawie skazał dziś Arkadiusza B. na dożywocie za zabójstwo Edyty Wieczorek. W 2005 roku mężczyzna zaprosił ją na kolację do wynajętego dzień wcześniej mieszkania i zamordował. Później ukrył zwłoki. Do dziś nie udało się ich odnaleźć. W mieszkaniu znaleziono jednak ślady krwi kobiety.
- To był dla mnie koszmar. Jak wdziałam go przed salą rozpraw, to miałam ochotę sama wydać mu wyrok – mówi pani Alicja, matka Edyty Wieczorek.
Proces Arkadiusza B. był poszlakowy, bo nie odnaleziono ciała Edyty Wieczorek. Wczoraj sąd wysłuchał mów końcowych prokuratora i obrońcy Arkadiusza B. Sprawy były wielokrotnie odraczane, ponieważ Arkadiusz B. dokonywał samookaleczeń w areszcie.
- Arkadiusz B. podejmuje stałe próby okaleczenia się poprzez wkładanie ciał obcych w światło cewnika. W dniu wczorajszym wbił sobie igłę w stopę, przez którą wstrzykuje sobie różne substancje – mówił wczoraj na sali rozpraw Wojciech Małek z Sądu Okręgowego w Warszawie.
- Rozkochał, oszukał i zabił. Pozbawił życia z motywacji zasługującej na szczególne potępienie. Ciało ukrył i do tej pory go nie odnaleziono – przemawiał prokurator Przemysław Ścibisz.
- Mamy do czynienia z takimi przypadkami, że ktoś się odnalazł. Nie wiemy, czy doszło do śmierci Edyty Wieczorek – argumentował z kolei Zbigniew Jewdokin, obrońca Arkadiusza B.
- Wysoki sądzie. Nikogo nie zabiłem, proszę o uniewinnienie – przekonywał Arkadiusz B.
Tą sprawą zajmujemy się od ośmiu lat. W 2006 roku po raz pierwszy pokazaliśmy historię 30-letniej wówczas Edyty Wieczorek, zakochanej księgowej z podwarszawskich Ząbek, która podawał się za studenta prawa z Warszawy i rodzinę znanego reżysera.
- Ja czułam, że coś się wydarzy. Taki facet, ideał, uchronił się tyle lat? Żadna go nie chwyciła? – opowiadała nam pani Alicja, matka Edyty Wieczorek.
- Jej jedyną słabością było to, że zawsze chciała mieć rodzinę, najbardziej w życiu szukała miłości. I już jej się wydawało, że ją znalazła, ale tylko jej się wydawało – mówiła nam pani Agata, przyjaciółka Edyty Wieczorek.
Arkadiusz B. i Edyta spotykali się przez trzy miesiące. Edyta pożyczała mu pieniądze, ponad 70 tysięcy złotych, on obiecywał ślub. Arkadiusz B. zaprosił Edytę na kolację do mieszkania w jednym z bloków na warszawskim Żoliborzu. Po kolacji kobieta zniknęła.
- Dzień przed kolacją, 9 listopada 2005 roku wynajął to mieszkanie. Z tej kolacji córka już nie wróciła – opowiadała Alicja Wieczorek.
W mieszkaniu wynajętym przez Arkadiusza B. znaleziono niewielkie ślady krwi Edyty i jej ślady biologiczne w brodziku. Po zniknięciu Edyty, Arkadiusz B. jeździł jej samochodem.
- On wiedział co zrobić, studiował lektury. Nie bez powodu zużył tyle litrów wody w tym mieszkaniu. Zaprosił córkę i zlikwidował ją. Jestem przekonana, że to on ją zabił. Zlikwidował jej ciało. Nie wierzę, że się kiedykolwiek znajdzie. Chciałabym jak najwyższy wyrok, niestety nie ma u nas kary śmierci – mówi Alicja Wieczorek.
Arkadiusz B. nie przyznawał się do winy. W 2010 roku sąd pierwszej instancji uniewinnił go od zarzutu zabójstwa, bo…nie znaleziono ciała Edyty Wieczorek. Nie można zatem uznać, że nie żyje, choć jest duże prawdopodobieństwo, że kobieta została pozbawiona życia.
- Tylko mordować i takie wyroki dostawać – skomentowała wówczas wyrok Alicja Wieczorek.
Podczas kilkuletniego procesu próbowaliśmy namówić Arkadiusza B. do wypowiedzi. Bezskutecznie.
W 2012 roku w sprawie miał rzekomo nastąpić przełom. W Wiśle znaleziono czaszkę, nieoficjalnie podano, że to najprawdopodobniej czaszka Edyty Wieczorek. Po szczegółowych badaniach tę wersję wykluczono. *
* skrót materiału
Reporterka: Aneta Krajewska