Miała się opiekować - chce przejąć dom?

Krzysztof Wieczorkowski jest po udarze. Zameldował w swoim domu krewną, bo miała się nim opiekować. Zamiast tego kobieta próbuje przejąć część nieruchomości. W sądzie przedstawiła testament, z którego wynika, że mama pana Krzysztofa przepisała jej połowę domu. Biegły stwierdził, że testament podrobiono, ale sprawy to nie zakończyło.

- Z początku pomogła mi, nie powiem. Gotowała i przynosiła posiłki, ale mną się opiekowała też pomoc społeczna i ona chciała ją oddalić ode mnie – mówi o krewnej Krzysztof Wieczorkowski

Krzysztof Wieczorkowski ze Skarżyska-Kamiennej w 1986 roku odziedziczył dom po matce. Osiem lat temu dostał udaru mózgu. Nie był w stanie samodzielnie funkcjonować. Pomoc przyszła ze strony Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej i przyjaciół.

- Udzielamy mu pomocy w formie zasiłku stałego, codziennie dowozimy gorący posiłek, rano i po południu opiekunka pomaga w czynnościach domowych – wylicza Bożena Bętkowska, dyrektor Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej w Skarżysku-Kamiennej.

- Usłyszałem, że Krzysztof jest w potrzebie i postanowiłem mu pomóc, zainteresowałem się sprawą – mówi pan Leszek, kolega pana Krzysztofa.

Na początku pan Krzysztof mógł liczyć również na rodzinę. Pomoc stryjowi zaoferowała pani Ewa, która sprzedała dom i wprowadziła się do niego, żeby być na miejscu. Poprosiła o zameldowanie w domu pana Krzysztofa.

- To jest córka mojego brata przyrodniego. Przyszła, głaskała mnie po główce, rączce i mówiła, że mi pomoże. Po pół roku już się w ogóle nie opiekowała. Do dzisiaj robi to MOPS – mówi pan Krzysztof.

- Ja chodziłam koło niego przez 2 lata. Pomagałam mu, prałam, sprzątałam. Niech sobie twierdzi, że to było tylko pół roku – powiedziała nam krewna pana Krzysztofa.

Problemy zaczęły się, kiedy pan Krzysztof zauważył w swoim warsztacie spawarskim brak sprzętów, których wartość oszacował na 20 tysięcy złotych. Oskarżył o kradzież rodzinę. Ta z kolei twierdzi, że zarzuty są bezpodstawne, a maszyny rozprzedawali koledzy pana Krzysztofa.

- Kiedyś tu było pełno maszyn, pełno materiałów, wszystkiego. Trzeba było uważać, żeby przejść i nikogo nie stuknąć. A teraz to jest po prostu pusta hala, wszystko zostało wywiezione – mówi pan Leszek, kolega Krzysztofa Wieczorkowskiego.

- Jak tutaj mieszkały dziwki, to na pstryknięcie palcem było wywożenie maszyny, jak nie było pieniędzy. On dzisiaj jest święty, bo jest chory – twierdzi pani Ewa, krewna Krzysztofa Wieczorkowskiego.

- Prokuratura prowadziła postępowanie o dwa czyny, o znęcanie się nad panem i sprawę dotyczącą kradzieży. Ta druga została umorzona na podstawie braku znamion czynu zabronionego, czyli stwierdzono, że kradzieży nie było – informuje Jerzy Kutera z Prokuratury Rejonowej w Skarżysku-Kamiennej.

Relacje rodzinne pogorszyły się jeszcze bardziej, gdy pani Ewa pokazała testament po babci. Różni się on znacząco od testamentu notarialnego, który posiada pan Krzysztof i na podstawie którego, to on dziedziczył cały dom.

- Babcia napisała testament w 1978 roku na moją korzyść odwdzięczając się ojcu, poza tym ja koło babci chodziłam. O tym testamencie tylko ja wiedziałam. Babcia mnie prosiła, żeby Krzysiek się o nim nie dowiedział – twierdzi pani Ewa, krewna Krzysztofa Wieczorkowskiego.

O testamencie rozmawialiśmy również z synową pani Ewy:

Synowa: Wyrok sądu jest na rzecz mamy.
Reporterka: Wyrok sądu pierwszej instancji jest taki, że testament, który państwo macie jest sfałszowany.
Synowa: Nie, wyrok sądu drugiej instancji, kieleckiego jest taki, że testament nie jest sfałszowany.
Reporterka: A z którego roku to wyrok?
Synowa: Z tego roku, zapadł tydzień lub dwa tygodnie temu.

O wyroku, który miał zapaść, jak twierdzi synowa pani Ewy tydzień temu, nic nie wie sąd. Biegły grafolog podważył autentyczność testamentu, który ujawniła pani Ewa. Na podstawie wyroku sądu pierwszej instancji cały dom zostaje własnością pana Krzysztofa.

- Na ten moment sprawa jest na etapie postępowania odwoławczego, jest złożona apelacja strony przeciwnej, ponieważ orzeczenie było korzystne dla pana Krzysztofa – mówi Grzegorz Michalczuk, adwokat pana Krzysztofa.

- A ona chodzi i opowiada, że jest już właścicielką, bo wygrała – dodaje pan Krzysztof.*

* skrót materiału

Reporterka: Dominika Grabowska

dgrabowska@polsat.com.pl