Pod most z niepełnoprawnym synem

Pan Lucjan może trafić na ulicę z synem cierpiącym na porażenie mózgowe. Mężczyzna musi oddać byłej żonie 60 tys. zł, czyli połowę wartości ich mieszkania. To dla niego kwota nieosiągalna. Była żona pana Lucjana nie przejmuje się losem niepełnosprawnego syna. Nazywa go „bandytą”.

Lucjan Ostojski ma 62 lata. Samotnie opiekuje się dorosłym, niepełnosprawnym synem Alanem.

- Syn ma porażenie mózgowe z niedowładem czterech kończyn, epilepsją i jeszcze go w szpitalu zarazili żółtaczką typu B – wylicza mężczyzna.

Cztery lata temu rozpadło się małżeństwo pana Lucjana. Po 22 latach żona wyprowadziła się do innego mężczyzny.

- Jak była w domu, to małżeństwo się układało. Gdy poszła do pracy, to się skończyło. Była rozrywkowa, co rusz nowe znajomości. A jak już urzędowała z tym kochankiem, to chciała pachnieć. Syna trzeba było przewinąć, bo się załatwi, to rękawiczki zakładała – opowiada pan Lucjan.

- Wyprowadziła się i jeszcze powiedziała, co się na mnie debilu patrzysz – opowiada Alan, niepełnosprawny syn pana Lucjana.

Mężczyzna złożył pozew o rozwód. Sąd rozwiązał małżeństwo bez orzekania o winie. Wyłączną opiekę nad niepełnosprawnym synem przejął pan Lucjan. Od dnia wyprowadzki pani Beata nie odwiedziła niepełnosprawnego syna. Nie utrzymuje kontaktu także z młodszym synem, 24-letnim Sebastianem.

- Matka namawiała mnie, żebym zeznawał przeciwko ojcu.  Powiedziałem, że nie będę kłamał przeciw ojcu, bo on opiekuje się Alanem. Stwierdziła, że jeżeli nie pomogę, to on nie chcę mieć ze mną żadnego kontaktu – mówi Sebastian Ostojski, syn pana Lucjana.

- Ja powiedziałam, że się pierwsza nie odezwę, do grobowej deski. Ja mam swój honor i swój charakter, a syn jest smarkatym gówniarzem, gnoju narobił. Nie chcę znać chorego dziecka, bo jest takim bandytą, jak ojciec. Gdyby był zdrowy, byłby taki sam i nikt na mnie nie wpłynie, że to moje dziecko. Twardo i bez żadnych skrupułów, nie, za dużo przeszłam – powiedziała była żona pana Lucjana.

Po rozwodzie pani Beata wystąpiła do sądu o podział majątku. Domagała się spłaty połowy wartości 35-metrowego mieszkania w Tczewie.

- Były mąż został zobowiązany do spłaty połowy wartości mieszkania, czyli zapłacenia 60 tysięcy złotych. Spłata została rozłożona na raty – informuje Tomasz Adamski z Sądu Okręgowego w Gdańsku.

Ale pan Lucjan twierdzi, że nie ma z czego spłacić długu wobec byłej żony. Utrzymuje się z emerytury opiekuńczej 1100 złotych i renty socjalnej syna – 600 złotych. Dodatkowo była żona płaci mu 300 złotych alimentów.

- Jak człowiek dorasta, to rozumie pewne kwestie, których nie rozumiał wcześniej. Ma skrupuły, a z tego co widzę, to tych skrupułów matka nie ma. Ją interesuje tylko gotówka – mówi Sebastian Ostojski, syn pana Lucjana.

Komornik zabiera z emerytury pana Lucjana 300 złotych. Mężczyzna chciał, żeby była żona nie płaciła alimentów, tylko zatrzymała pieniądze na poczet spłaty mieszkania. Ale byłej żony to nie satysfakcjonuje. Kobieta nie zgodziła się na rozmowę przed kamerą.

- Ja mam się litować? Ja pani mówię oficjalnie: nie mam litości, bo to jest człowiek bezczelny podły. Mimo, że się znęcał nade mną, to synów wychowywałam do ponad 20 lat. Potem powiedziałam dość – powiedziała była żona pana Lucjana.

- Zimą mi tego nie zrobią, ale jak zlicytują mieszkanie latem, to pójdę z synem pod most – podsumowuje pan Lucjan.*

* skrót materiału

Reporterka: Paulina Bąk

pbak@polsat.com.pl