Mieszkania socjalne dla wybranych
Bezdomna rodzina z pięciorgiem dzieci nie ma szans na lokal socjalny w Warszawie. Takie mieszkanie mogą otrzymać tylko osoby, które mieszkają gdzieś legalnie. A pani Marta i pan Krzysztof zajmują zrujnowany budynek PKP SA.
- Jest przepis, który mówi: możecie się starać o mieszkanie, jeśli macie mieszkanie – mówi Piotr Ikonowicz z Kancelarii Sprawiedliwości Społecznej.
Pani Marta i pan Krzysztof mieszkają na 16 metrach kwadratowych w dawnym ośrodku pomocy dla bezdomnych na warszawskiej Woli. Mają pięcioro dzieci. Utrzymują się z prac dorywczych. Od kilku lat mieszkają tu nielegalnie, bo fundacja Tarkowskich wycofała się z prowadzenia ośrodka, a właściciel obiektu – PKP SA. wiele razy wzywał mieszkańców do opuszczenia budynku. Jednak ta rodzina nie ma dokąd pójść.
- Dla mnie ta rodzina jest w porządku. Rodzice są dobrzy, dobrze się opiekują dziećmi. Dzieci są fajne, wesołe, niewystraszone, nienerwowe – mówi Iwona Łukasik z Kancelarii Sprawiedliwości Społecznej, która pomaga rodzinie.
- Prawie pięć lat temu przeprowadziłem się do Warszawy w celu znalezienia pracy. Byłem tu pół roku, mieszkałem na noclegowni - opowiada pan Krzysztof, który stara się o lokal socjalny.
- Ściągnął mnie tutaj mój mąż, chcieliśmy razem mieszkać, żeby dzieci codziennie widziały tatę – dodaje pani Marta.
Dziś ośrodkiem zajmuje się Kancelaria Sprawiedliwości Społecznej. Nie ma, niestety, ważnej umowy z właścicielem budynku. To powoduje, że wszyscy jego mieszkańcy są tu nielegalnie. Co gorsza, nadzór budowlany zabronił użytkowania obiektu.
- Człowiek obawia się, bo bywa groźnie. Nie widzę przyszłości dla tych dzieci. To nie jest to, co byśmy chcieli: własny dach nad głową – mówi pani Marta.
Rok temu najmłodsi mieszkańcy tego domu odwiedzili w Dzień Dziecka kancelarię premiera. Pan Krzysztof chciał tę okazję wykorzystać, by powiadomić premiera o swoich problemach i prosić o pomoc.
- To w gazecie jest. Na zdjęciu widać jak stoi Donald Tusk i ja z synem. Ludzie się śmiali, że przyszedłem na kolanach go błagać o mieszkanie – opowiada pan Krzysztof.
Tydzień później ośrodek dla bezdomnych odwiedził szef kancelarii premiera Jacek Cichocki. Gazety pisały, że jest szansa na pomoc rodzinie pana Krzysztofa.
- Rozmawialiśmy na temat pomocy. I jest nawet napisane: „poprosił Tuska – dostanie mieszkanie”. Do tej pory nie rozmawiałem z panem Donaldem ani nie rozmawiałem z panem Cichockim – mówi pan Krzysztof.
Niestety, mimo że upłynął rok, szans na mieszkanie socjalne dla tej rodziny nie ma. To oświadczenie kancelarii premiera:
„Kwestie związane z zarządem i gospodarowaniem lokalami socjalnymi znajdują się w kompetencji miejscowych władz samorządowych. Niemniej, KPRM występowała kilkakrotnie do lokalnych władz samorządowych z prośbą o pomoc rodzinie pani Marty Koszowskiej.”
Przepisy samorządu Warszawy są jednak bezlitosne. Pani Marta z rodziną mieszka teraz nielegalnie, więc innego lokalu dostać nie może.
- Takie są przepisy. Jeżeli ktoś chciałby ubiegać się o przyznanie lokalu od miasta, to nie bardzo ma inne wyjście. Trzeba przyjąć te zasady, inaczej jest się automatycznie poza systemem. Ta rodzina zamieszkuje ten budynek bez zgody właściciela – mówi Monika Beuth-Lutyk z Urzędu Dzielnicy Wola w Warszawie.
- Artykuł 75. Konstytucji mówi, że władza publiczna powinna dążyć do zaspokojenia potrzeb mieszkaniowych, również do przeciwdziałania bezdomności. Otóż podmiotem, który powoduje wzrost liczby bezdomnych jest władza publiczna, czyli miasto stołeczne Warszawa – twierdzi Piotr Ikonowicz z Kancelarii Sprawiedliwości Społecznej.
- Urząd odsyła mnie do Domu Samotnej Matki, ale bez męża. Tam mam prędzej dostać pomoc z Urzędu Dzielnicy Wola - mówi Marta Koszowska, bezdomna, która stara się o mieszkanie socjalne.
Urzędnicy mają ograniczone możliwości pomocy, bo w Warszawie nie ma domu, który przyjąłby całą bezdomną rodzinę: ojca, matkę i dzieci.
- Na tę ofertę, my jako urząd dzielnicy, nie mamy wpływu. My jej nie prezentujemy, to są placówki działające niezależnie od nas – mówi Monika Beuth-Lutyk z Urzędu Dzielnicy Wola w Warszawie.
- Chcemy być razem, chcemy dzieci wychowywać razem, żeby były szczęśliwe. Mi i żonie dużo nie potrzeba, przede wszystkim dzieciom: żeby chłopaki mieli swój pokój, a dziewczynki swój – opowiada Krzysztof Stachowiak, bezdomny, który stara się o lokal socjalny.*
* skrót materiału
Reporter: Michał Bebło