Pobity w środku lasu. Zemsta żony?

Pan Andrzej został wezwany do odholowania popsutego auta z lasu. Na miejscu został napadnięty i dotkliwie pobity. Sprawców złapano. Podczas procesu okazało się, że działali na zlecenie. Wymienili nazwisko zleceniodawcy. Pan Andrzej twierdzi, że to kochanek jego byłej żony, z którą w momencie pobicia walczył o podział majątku. Sprawa jest w toku.

- Próbowałem się bronić. Czułem, że ci ludzie chcieli mnie zabić i ratowałem się, jak tylko to było możliwe. To nie chodziło o pobicie, chodziło o to, żebym tam został na zawsze. To by zamknęło wiele spraw - mówi Andrzej Sadkowski, ofiara zleconego pobicia.

43-letni pan Andrzej z Olecka 4 lata temu został brutalnie pobity. Sprawcy zostali złapani i skazani. W trakcie procesu okazało się, że pobicie było zlecone, a motywem działania były pieniądze i kobieta.

- Po wielu latach, wielu rozprawach sądowych i śledztwach docieramy do kochanka, przyjaciela rodziny. Osoby, która spędza czas z moją byłą żoną – mówi pobity mężczyzna.

Zdaniem pana Andrzeja to romans żony przyczynił się do rozpadu ich siedemnastoletniego małżeństwa. Sprawa rozwodowa była burzliwa, ale najtrudniejszy był podział majątku.

- Cały spór dotyczył domu. Chodziło o sprawy majątkowe, czyli pieniążki. Zaczęły się jakieś wymuszenia w postaci określonych, zawyżonych sum i to spowodowało po jakimś czasie to, do czego doszło – mówi pan Andrzej.

Mężczyzna nie chciał zgodzić się na warunki podziału majątku zaproponowane przez byłą żonę. Któregoś dnia późnym wieczorem dostał telefon od nieznajomego mężczyzny ze zleceniem przewiezienia lawetą zepsutego samochodu z lasu. Firma pana Andrzeja zajmuje się m.in. pomocą drogową, dlatego telefon nie wzbudził jego podejrzeń.

- Dojeżdżając do miejsca zauważyłem postać człowieka. Machał ręką. Wsiadł i ruszyliśmy. Po chwili ten człowiek popchnął mnie w kierunku lewej szyby. Zauważyłem cień nadchodzącej osoby. Jeden z napastników wypychał mnie z samochodu, a drugi okładał mnie nóżką od taboretu. Napastnik z zewnątrz nie mógł mnie sięgnąć, więc wybił szybę. Wypchnąłem przez nią napastnika, który był w środku. Uciekli – opowiada pan Andrzej.

- Kiedy przyjechałem, Andrzej już siedział w karetce. Był mocno zakrwawiony, miał liczne obrażenia głowy. Twarz i koszula były całe we krwi – mówi Krzysztof Baliński, kuzyn pana Andrzeja.

Sprawcy to 26-letni bliźniacy W. z Kętrzyna. Obaj dobrowolnie poddali się karze i zostali skazani na blisko dwa lata w zawieszeniu. W trakcie procesu zeznali, że działali na polecenie  Wiesława W., a ten w imieniu przyjaciela.

- Już w trakcie rozprawy jeden z oskarżonych ujawnił okoliczności, z  których wynikało, że panu W. to zlecenie miał przekazać jeszcze inny pan, powiedzmy S., który czuł się pokrzywdzony. To w jego interesie leżało, żeby doszło do pobicia pokrzywdzonego. Ta osoba nie była precyzyjnie określona, jeśli chodzi o dane personalne, wspominano o jakimś nazwisku – informuje Tomasz Zieliński, rzecznik Sądu Rejonowego w Giżycku.

Sprawcy wymienili nazwisko właściwego zleceniodawcy. Takie samo ma rzekomy kochanek byłej żony. Zdaniem pana Andrzeja do pobicia doszło nie przez przypadek w trakcie rozwodu i podziału majątku. Sąd zagadki tej jednak nie rozwiązał, dlatego pan Andrzej sprawę zgłosił do prokuratury. Udało nam się porozmawiać z byłą żoną pana Andrzeja i jej rzekomym kochankiem:

Reporterka: Chciałam porozmawiać na temat pani byłego męża i sprawy o pobicie…
Kobieta: Ja nic nie wiem, raz zostałam poproszona na policję w Kętrzynie, to jest jego wymysł.
Reporterka: Panie Stanisławie, chcemy zapytać o sprawę pobicia pana Andrzeja Sadkowskiego, złożył doniesienie do prokuratury, twierdzi, że to pan był zleceniodawcą tego pobicia.
Mężczyzna: Tak, tak twierdzi…
Reporterka: A jak było?
Mężczyzna: Niech pani zapyta pana Sadkowskiego, on wszystko wie lepiej.
Reporterka: Dwóch sprawców podało pana nazwisko.
Mężczyzna: Jeżeli tak było, to dlaczego do tej pory nikt  nie postawił mi zarzutów?
Reporterka: Sprawa jest w toku.
Mężczyzna: Jeżeli jest w toku, to pewnie będzie wyjaśniona.

Prokuratura jednak z wyjaśnieniem sprawy się nie spieszy. Już raz śledztwo umorzyła, ale po zażaleniu pana Andrzeja, sąd wytknął błędy i nakazał ponownie sprawę prowadzić.

- Teraz główny nacisk kładziemy na to, żeby ta sprawa została wyjaśniona, uzupełniona zgodnie z wytycznymi sądu – mówi Wojciech Piktel, szef Prokuratury Rejonowej w Olecku.

Pan Andrzej na razie wygrał walkę o zdrowie fizyczne i psychiczne. Wojna o sprawiedliwość po czterech latach dopiero się zaczęła.

- Trudniej było pozbierać się psychicznie. Nie są to łatwe chwile, nikomu ich nie życzę. Teraz oczekuję sprawiedliwości, zwykłej sprawiedliwości. Żeby w końcu to się wyjaśniło – mówi pan Andrzej.*

* skrót materiału

Reporterka: Agnieszka Zalewska

azalewska@polsat.com.pl