Potrącona na pasach - winna!

Szokujące nagranie z wypadku i szokująca decyzja prokuratury. Pani Jolanta była z dzieckiem na środku przejścia dla pieszych, gdy uderzył w nich rozpędzony samochód. Całe zdarzenie nagrały kamery monitoringu. Po ich przeanalizowaniu biegły stwierdził, że poszkodowana… wtargnęła na jezdnię i sama jest sobie winna. Prokuratura umorzyła postępowanie.

23 lipca zeszłego roku pani Jolanta Kowalczyk poszła z dwuletnim synkiem po zakupy. Kiedy wracała do domu, musiała przejść przez przejście dla pieszych w Strzelinie.

- Starałam się przejść, ale się nie udało. Był wypadek samochodowy z moim udziałem. Miałam uraz głowy, pęknięcie czaszki, krwiaki – opowiada pani Jolanta.

- Stan żony był bardzo poważny, została przewieziona do Wrocławia leżała dwa tygodnie na OIOMI-e. Lekarze określali jej stan jako poważny, to nie były żarty – mówi Marcin Kowalczyk, mąż pani Jolanty.

Dwuletniemu synkowi pani Jolanty na szczęście nic się nie stało. Prokuratura wszczęła postępowanie w sprawie wypadku.

- Pani przyznala się, że potrąciła moją żonę z dziekciem, więc sprawa była jasna.  Ubezpieczyciel wypłacił nam część odszkodowania i myślałem, że sprawa tak się zakończy. Ta pani zostanie jakoś ukarana, my dostaniemy jakieś odszkodowanie i będzie koniec – mówi Marcin Kowalczyk, mąż pani Jolanty.

Ale po kilku miesiącach prokuratura umorzyła postępowanie. Całą winą za zdarzenie śledczy obarczyli pieszą idącą z wózkiem.

- Kobieta kierująca samochodem nie miała możliwości uniknięcia wypadku. Nawet gdyby zaczęła hamować wcześniej, to i tak doszłoby do zderzenia. Biegły stwierdził, że piesza nie zachowała należytej ostożności i wtargnęła tuż pod nadjeżdżający samochód – informuje Małgorzata Klaus z Prokuratury Okręgowej we Wrocławiu.

- Nie zgadzam się z tym, bo moja żona była praktycznie na środku jezdni, została potrącona lewą stroną auta, lewym błotnikiem. Moim zdaniem nie ma mowy o wtargnięciu. Żona była już daleko na przejściu – uważa Marcin Kowalczyk, mąż pani Jolanty.

- Na nagraniu z monitoringu widać, że poszkodowana szła spokojnie z wózkiem. Nie robiła nerwowych ruchów. Trudno przypisać winę poszkodowanej, że to ona wtargnęła, że ona się nie rozejrzała, kiedy kierująca sama przyznaje: byłam rozkojarzona – mówi Krzysztof Mitoraj, pełnomocnik pani Jolanty.

Chcieliśmy porozmawiać z Anetą B., która potrąciła panią Jolantę i jej synka. Kobieta nie zgodziła się na rozmowę przed kamerą.

- Nie będę się wypowiadać, nie jestem w stanie. Cały rok to przeżywałam. Tak to zostało przebadane przez prokuraturę. Ja wózek zobaczyłam dopiero na masce, na szybie i wtedy zaczęłam hamować – powiedziała nam Aneta B., która potrąciła panią Jolantę.

- Posiadam zeznanie tej pani, mogę zacytować: „to ja jestem sprawcą tego wypadku, potrąciłam osobę przechodzącą prawidłowo z dzieckiem”. Jeśli to jest niezrozumiałe dla prokuratury, to nie wiem  - mówi Marcin Kowalczyk, mąż pani Jolanty.

- Kobieta kierującą samochodem nie stwierdziła, że jest winna temu zdarzeniu. Nie ma takich zeznań, z tych zeznań takie okoliczności nie wynikają – twierdzi Małgorzata Klaus z Prokuratury Okręgowej we Wrocławiu.

Pani Jolanta odwołała się od decyzji prokuratury, ale i to nie pomogło. Sąd podtrzymał umorzenie obarczając winą za wypadek pieszą. Taka decyzja może mieć dla pani Jolanty poważne konsekwencje. Musi zwrócić 9 tysięcy złotych firmie ubezpieczeniowej.

- Po tym jak prokuratura umorzyła postępownaie wobec tej pani, towarzystwo ubezpieczeniowe stwierdziło, że powinnam zwrócić zadośćuczynienie – mówi pani Jolanta.*

* skrót materiału

Reporterka: Paulina Bąk

pbak@polsat.com.pl