Stracili syna - wnuczki nie zobaczą

Rozpaczliwa walka o wnuczkę. Hanna i Stefan Jędrzejewscy z podwarszawskich Ząbek po śmierci syna stracili kontakt z wnuczką. Wizyt odmawia im matka z 7-letniej Dominiki. Dziadkowie wywalczyli w sądzie możliwość widywania dziecka. Twierdzą, że wyrok nie jest respektowany.

Hanna i Stefan Jędrzejewscy mieszkają w Ząbkach niedaleko Warszawy. Małżeństwem są od 44 lat. Wychowali dwóch synów: Grzegorza i Artura. Młodszemu synowi państwa Jędrzejewskich  - Grzegorzowi i jego konkubinie - pani Lidii siedem lat temu urodziła się córka Dominika. Pierwsza wnuczka państwa Jędrzejewskich.

- To była nasza pierwsza wnuczka, oczko w głowie – wspomina pani Hanna.

Pan Grzegorz wraz z rodziną zamieszkał w Pułtusku. Wydawało się, że nic nie jest w stanie zmącić rodzinnego spokoju. Do marca 2012 roku. Wtedy to państwo Jędrzejewscy dowiedzieli się, że ich 32-letni syn nie żyje.

- To tak jakby mi obcięli jedną rękę. Nie ma tygodnia, żeby człowiek nie płakał, aż wstyd. Twardy jestem, ale popłaczę – mówi Stefan Jędrzejewski, ojciec pana Grzegorza.

Pan Grzegorz zmarł na schodach przed własnym mieszkaniem. Przyczyną zgonu był pęknięty tętniak. Zdaniem sądu, nikt śmierci pana Grzegorza nie zawinił. Jednak w taką wersję wydarzeń rodzina pana Grzegorza nie do końca wierzy.   

- Nie można tutaj mówić o nieudzielaniu pomocy. Nie ma okoliczności, które wskazywałyby, iż konkubina pana Grzegorza wiedziała, że jest on w stanie zagrażającym życiu – mówi Michał Pieńkowski z Sądu Okręgowego w Ostrołęce.

- Ona tłumaczyła się, że wyszedł po pizzę i nie wrócił, że rzekomo spadł ze schodów. To dlaczego był bez butów, bez pieniędzy, bez niczego? Potem się okazało, że ta pizza była zamówiona na dowóz, więc nie wychodził. Nie wierzę, że było to tak, jak zostało przedstawione. Może i był to wylew, ale musiało być coś wcześniej – uważa Ewelina Skocz, narzeczona brata pana Grzegorza.

Pani Hanna i pan Stefan nie mogli pogodzić się ze śmiercią syna. Wierzyli jednak, że będą mogli odwiedzać wnuczkę. Niestety, matka Dominiki, pani Lidia, jak twierdzą dziadkowie, kontaktów zabrania.

Państwo Jędrzejewscy postanowili o wnuczkę zawalczyć. Sprawę skierowali do sądu.  Ten nakazał pani Lidii umożliwienie kontaktu dziadków z wnuczką. Mają się odbywać raz w miesiącu przez kilka godzin w miejscu zamieszkania pani Lidii. Jednak i tego postanowienia, jak twierdzą dziadkowie, kobieta nie realizuje. W takich przypadkach sąd niewiele może zrobić. Prawo przewiduje jedynie nałożenie grzywny.

- Nie otwiera drzwi. Kiedy dzwonimy, słychać, że pies szczekał, że ktoś jest w domu. Ojciec Lidii powiedział, że jak skończy wnuczka 18 lat, to wtedy będziemy mogli się z nią widzieć – mówi pani Hanna.

Próbowaliśmy wielokrotnie skontaktować się z panią Lidią. Bezskutecznie. Dziadkowie Dominiki marzą o kontaktach z wnuczką. Z miłości do niej i przez pamięć o zmarłym synu będą o nią walczyć za wszelką cenę. Polskie prawo im tego nie ułatwia.*

* skrót materiału

Reporterka: Żanetta Kołodziejczyk-Tymochowicz

interwencja@polsat.com.pl