Cztery razy zapłacą za mieszkania
„Kogo chroni polskie prawo?” - to jedno z haseł, jakie wywiesili mieszkańcy bloku przy ul. Polnej w Ostrowcu Świętokrzyskim. Wszystko wskazuje na to, że lokatorzy aż cztery razy zapłacą za swoje mieszkania! To efekt oszustw finansowych prezesa ich spółdzielni mieszkaniowej. Choć mężczyzna został skazany, a mieszkańcy musieli za własne pieniądze dokończyć budowę bloku, to teraz mają pokryć roszczenia i dług spółdzielni.
- Jak widzę, że puka do mnie sąsiadka, to jestem pewna, że coś się znowu wydarzyło. Ktoś dostał kolejne wezwanie, że znowu spółdzielnia coś wymyśliła albo wzywa nas sąd – rozpacza Beata Kołodziej, mieszkanka bloku.
Dla kilkudziesięciu rodzin mieszkanie w bloku przy ul. Polnej 7B w Ostrowcu Świętokrzyskim miało być spełnieniem marzeń. Gdy na początku lat 90. ruszała budowa, przyszli mieszkańcy nie posiadali się z radości. Wpłacali spółdzielni wkłady budowlane – od 200 do 700 milionów starych złotych - i czekali na klucze.
- Wtedy zapożyczaliśmy się, likwidowaliśmy książeczki mieszkaniowe, pożyczaliśmy od rodziny, od przeróżnych osób, tyko po to, by tutaj mieszkać.
To miały być nasze wymarzone mieszkania – wspomina Ewa Gawron, mieszkanka bloku.
W 1993 roku budowa stanęła. Nad przyszłymi lokatorami zawisła groźba utraty mieszkań. Wówczas okazało się, że na budowie działy się przedziwne rzeczy.
- Okazało się, że z koleżanką miałyśmy dwa przydziały na ten sam lokal. Mamy tutaj też rekordzistę, który miał aż cztery przydziały na jedno i to samo mieszkanie! To znaczy, że mieszkanie było sprzedane cztery razy – mówi Ewa Gawron, mieszkanka bloku.
- Urząd miasta wstrzymał tę budowę, ponieważ była prowadzona bez pozwolenia, nielegalnie, na dziko – dodaje Andrzej Ziębakowski, mieszkaniec bloku.
- Doszliśmy do wniosku, że tylko strajkiem głodowym możemy wyrwać te mieszkania od spółdzielni i tak się właśnie stało. Na własny koszt wybudowaliśmy je do końca. Mamy zdjęcia, które doskonale obrazują, jak wyglądały mieszkania: nie było wylewek, nie było hydrauliki, nie było elektryki, blok był nieocieplany - dodaje Beata Kołodziej z bloku przy ul. Polnej 7B.
Ówczesnego prezesa spółdzielni Andrzeja B. za oszustwa finansowe skazano. Usłyszał wyrok 4 lat bez zawieszenia, ale do dziś nie odsiedział ani dnia!
- Mężczyzna ukrywa się gdzieś za granicą. Z tego, co wiem, ma być wydany europejski nakaz aresztowania – informuje Marcin Chałoński, rzecznik Sądu Okręgowego w Kielcach.
Za to kiedy mieszkańcy skończyli budowę na własny koszt, czekała ich niespodzianka. Spółdzielnia podsumowała inwestycję i nakazała im dopłacić brakujący wkład budowlany. Od 30 000 do 70 000 zł za mieszkanie!
- Mamy zapłacić m.in. za 100 okien, które nie zostały wbudowane w ten blok, za kaloryfery, które nie zostały wbudowane, za cegłę, która nigdzie nie została użyta, za ocieplenie, które sami zrobiliśmy - wylicza Andrzej Ziębakowski, który walczy ze spółdzielnią.
- Wkład budowlany, jaki wnieśli mieszkańcy do spółdzielni, nie jest uzupełniony do pełnej kwoty, jaka wynika z kosztów budowy prowadzonej przez spółdzielnię – mówi Andrzej Zieliński, prezes Spółdzielni Mieszkaniowej Hutnik.
Sprawy mieszkańców od 10 lat spółdzielnia wnosi do sądów. Jak dotąd Sąd Rejonowy w Ostrowcu staje po stronie mieszkańców. Ale spółdzielnia regularnie się odwołuje.
- W Ostrowcu sprawy rozpatrywane są przez wielu sędziów i wszyscy wydają korzystne dla nas wyroki. Nie są to wyroki, które się powtarzają, tzw. kopiuj-wklej. Jeden sędzia uznaje, że z tego i tego powodu oddala roszczenie, a drugi z innego powodu. Później jednak w sądzie W Kielcach trafiamy ciągle na ten sam skład sędziowski, który wszystkie nasze sprawy odrzuca po 3-4 minutach – opowiada Beata Kołodziej, która walczy ze spółdzielnią.
- Sprawa jest wyjątkowo skomplikowana, jeśli chodzi o interpretację faktów. Tu w grę wchodzi prawo spółdzielcze, prawo budowlane, cywilne i jeszcze kwestia przedawnienia roszczeń – tłumaczy Marcin Chałoński, rzecznik Sądu Okręgowego w Kielcach.
Nawet jeśli mieszkańcy spłacą brakujący wkład, to i tak będą mieli 15 mln długu! Bo jak się po fakcie dowiedzieli, były prezes w latach 1995-1996 kupił w ich imieniu na kredyt bloki od Huty Ostrowiec.
- Zrobił to bez naszej zgody. Bez naszej wiedzy, fałszując dokumenty, uchwały rady nadzorczej podpisał akt notarialny – mówi Dorota Górecka, która walczy ze spółdzielnią.
Mieszkańcy udowodnili, że były prezes sfałszował dokumenty. Próbowali umowę unieważnić, ale przegrali, bo okazuje się, że chociaż fałszerstwo było, to oni nie mają zdaniem sądu interesu prawnego w jego unieważnieniu!
- Wygląda na to, że my za te mieszkania zapłacimy cztery razy. Pierwszy raz, kiedy wpłacaliśmy wkład, drugi raz, kiedy sami inwestowaliśmy w dokończenie budowy, trzeci raz, kiedy sędziowie w Kielcach dokładają nam dopłatę i czwarty raz, kiedy w 2015 roku okaże się, że spółdzielnia nie ma pieniędzy na spłatę syndyka – podsumowuje Ewa Gawron, która walczy ze spółdzielnią mieszkaniową.*
* skrót materiału
Reporterka: Irmina Brachacz-Przesmycka