Dziecko nie jego - alimenty płaci

Wyniki testów DNA były jak grom z jasnego nieba. Rok temu Krzysztof Kuczyński dowiedział się, że nie jest ojcem Zosi. Mężczyzna od dwóch lat płaci na dziecko i nic nie wskazuje na to, by miało się to szybko zmienić.

Pan Krzysztof Kuczyński mieszka w Warszawie. Dwanaście lat temu poznał przez internet panią Annę z Radomia. Po kilku latach znajomości okazało się, że pani Anna spodziewa się z panem Krzysztofem dziecka.

- Zdecydowaliśmy się być ze sobą – mówi pan Krzysztof.

Niestety, między panią Anną a panem Krzysztofem nie układało się. Nic nie zmieniły nawet narodziny córki Zosi. Pani Anna, pomimo iż utrzymywała, że ojcem dziecka jest pan Krzysztof, postanowiła po porodzie, że nie uzna go prawnie ojcem. 

- Nie byłem wpisany jako ojciec biologiczny, ojciec nieznany z nazwiska. Nie miałem pojęcia, dlaczego to zrobiła – wspomina pan Krzysztof.

Mężczyzna o córkę postanowił jednak zawalczyć sądownie. Sąd bez żadnego problemu ojcostwo pana Krzysztofa uznał jedynie na podstawie zeznań pana Krzysztofa i pani Anny. 

Dwa lata temu pan Krzysztof i pani Anna postanowili się rozstać. Pan Krzysztof miał prawo spotykać się z córką co drugi weekend, musiał płacić alimenty - 650 złotych miesięcznie. Mężczyzna ożenił się z inną kobietą - urodziło mu się dziecko. Chciał jednak utrzymywać kontakt z pierwszą córką - Zosią. Była partnerka, jak twierdzi mężczyzna, zabraniała mu spotkań.

- Bardzo utrudniała nam kontakt z dzieckiem, kontaktowała się tylko przez smsy. W końcu napisała mi, że to nie jest moje dziecko, że nawet nie było testów DNA – opowiada pan Krzysztof.

Panem Krzysztof twierdzi, że po rozstaniu pani Anna zaczęła podważać jego ojcostwo. Rok temu postanowił więc na własną rękę zrobić badania DNA. Wyniki testów były dla niego szokujące.

- Dostałam smsa z laboratorium, że ojcostwo Krzysztofa jest wykluczone w 100 procentach – mówi Anna Kuczyńska, obecna żona pana Krzysztofa.

- Nie dowierzałem, więc jeszcze raz zrobiliśmy testy i one potwierdziły to samo. Poczułem się, jakby ktoś mi dał w twarz. To tak jakby komuś zabrano 8 lat życia – dodaje pan Krzysztof.

Pan Krzysztof wraz z rodziną postanowił kolejny raz walczyć w sądzie. Czuł się oszukany i nie chciał płacić alimentów na nie swoje dziecko. Wierzył, że sprawa zakończy się szybko. Niestety, rozprawy przeciągają się w nieskończoność.  A alimenty trzeba płacić.
 
Przedstawiciele sądu w Radomiu omówili nam wypowiedzi przed kamerą. Dostaliśmy jedynie krótki komentarz:

„Przed sądem toczy się obecnie postępowanie ze skargi Prokuratora Rejonowego Radom-Zachód. W przypadku uwzględnienia skargi o wznowienie prawomocnie zakończonego postępowania, możliwe jest wystąpienie z pozwem o zwrot wypłaconych alimentów. Roszczenie to podlega ocenie sądu w osobnym procesie”.

Próbowaliśmy skontaktować się z panią Anną. Ostatecznie rozmawialiśmy z jej ojcem.

Reporterka: Uważa pan, że te pieniądze pan Krzysztof powinien płacić?
Ojciec pani Anny: Prawdopodobnie tak
Reporterka: A jak się okaże, że nie?
Ojciec pani Anny: To nieważne. Przecież to on chciał być ojcem, a nie ja. My nigdy nie wołaliśmy od nich pieniędzy.

Niestety, pan Krzysztof musi czekać na zakończenie spraw. Kiedy to nastąpi - nie wiadomo. Wiadomo jednak na pewno, że do tego czasu alimenty  płacić trzeba.

- Polskie prawo jest zawiłe. W innych krajach Unii Europejskiej jak człowiek idzie do sądu i nie jest ojcem, to nie ma pod górkę, a u nas trzeba być bardzo cierpliwym. To wszystko odbija się na mojej rodzinie – mów pan Krzysztof.*

* skrót materiału

Reporterka: Żanetta Kołodziejczyk-Tymochowicz

interwencja@polsat.com.pl