Porusza się na wózku, renta nie przysługuje
W grudniu ubiegłego roku pokazaliśmy historię rodziny Cieślaków ze Świdnika. Pani Barbara i pan Jerzy mają dwoje dzieci. Jedno z nich, Ewa, choruje na czterokończynowe porażenie mózgowe. Rok temu pan Jerzy uległ wypadkowi, niestety też jest spraliżowany. Dzisiaj pan Jerzy porusza się na wózku, jednak z powodu braku lat składkowych, renta mu nie przysługuje, nawet ta przyznawana w drodze wyjątku. Pracy również nie może znaleźć, bo dla osób niepełnosprawnych nie ma ofert.
W grudniu pokazaliśmy materiał o rodzinie Cieślaków ze Świdnika. Pani Barbara i pan Jerzy wychowują 6-letniego syna Kacpra i dorosłą niepełnosprawną córkę Ewę.
- Poród się przedłużał, córka została jakby wygnieciona ze mnie. Była juz wtedy sina, było niedotlenienie mózgu i lekarze potem stwierdzili, że to jest porażenie dziecięce czterokończynowe - mówi Barbara Cieślak, matka niepełnosprawnej Ewy.
- Przestałem pracować w normalny sposób, tylko nieformalnie, na czarno. Chciałem być dyspozycyjny - mówi Jerzy Cieślak, ojciec Ewy.
Cieślakowie nigdy nie narzekali na swój los. Przez wiele lat radzili sobie sami. Ale w zeszłym roku spadło na nich kolejne nieszczęście.
- Czyściłem rurę u kolegi i spadłem z drabiny. Broniąc się skoczyłem na nogi i przygniotłem dwa kręgi, i one przygniotły rdzeń kręgowy - mówi pan Jerzy.
Po naszym materiale do Cieślaków popłynęła fala pomocy. Pani Barbara i pan Jerzy nie spodziewali się takiej reakcji widzów.
- Były różne formy pomocy. Pieniądze, paczki z jedzeniem, z samochodzikami dla Kacpra, z ubraniami – mówi pani Barbara.
- Bazując tylko na własnej rodzinie nie zawsze to wystarczało, a pomoc osób trzecich postawiła nas na nogi – mówi pan Jerzy.
Pan Jerzy robi postępy. Zaczął samodzielnie poruszać się na wózku inwalidzkim.
- Szansa na to, że wstanę z wózka jest nikła, ale nie jest przekreślona. Zdaniem lekarzy, którzy przeprowadzili operację, mój rdzeń kręgowy nie jest przerwany – mówi pan Jerzy.
Pan Jerzy potrzebuje intensywnej rehabilitacji, a to kosztuje. Tymczasem cała rodzina utrzymuje się z renty niepełnosprawnej córki i świadczeń pielęgnacyjnych. Razem około 1600 złotych.
- Nie mam renty. ZUS mi odmówił, ze względu na to, że mam mało lat składkowych. Składałem odwołania, ale ich nie interesuje moja sytuacja – mówi pan Jerzy.
- Przyznajemy świadczenia w powiązaniu z przepisami prawa i w przypadku tego pana żadne zmiany okoliczności, które były w przeszłości nie zaszły – mówi Wojciech Andrusiewicz z Zakładu Ubezpieczeń Społecznych.
Pan Jerzy postanowił, że nie będzie bezczynnie siedzieć i pisać kolejnych odwołań. Chciał podjąć pracę, ale wizyty w urzędzie pracy zawsze kończą się podobnie.
- Jest mało ofert dla osób niepełnosprawnych. Ogólnie oferty pojawiają się, ale to jest dla osób sprawnych ruchowo – mówi pracownik Urzędu Pracy w Świdniku.
Pani Barbara i pan Jerzy mają nadzieję, że ich los w końcu się odmieni. Pani Barbara ma coraz większe problemy z kręgosłupem. Z powodu całej sytuacji cierpi też sześcioletni Kacper.
- Czasemi chciałbym pójść z mamą na rower albo gdziekolwiek – mówi Kacper, syn państwa Cieślaków.
- Są takie dni, że poddałabym się, bo już nie mam siły. Jestem na polu bitwy sama i walczę o wszystko sama – mówi pani Barbara. *
*skrót materiału
Reporter: Paulina Bąk