Dom tylko w marzeniach

Państwo Matejowie od lat marzyli, żeby zamieszkać blisko gór. Znaleźli wymarzony dom w Beskidzie Śląskim. Dom był w stanie surowym. Cała transakcja była realizowana pod okiem pośredniczki nieruchomości. Niestety już po wpłaceniu zadatku, okazało się, że dom nie ma pozwolenia na użytkowanie i formalnie jest nadal w budowie.

Grzegorz i Ilona Matejowie z Rudy Śląskiej jesienią 2011 roku postanowili zamieszkać na wsi. Domu poszukiwali przez Internet. Znaleźli w Beskidach. Podpisali umowę z pośrednikiem nieruchomości, a potem umowę przedwstępną z Marią K. - właścicielką. Dom w stanie surowym kosztował 400 tysięcy złotych.


-   Dom wymagał wymalowania ścian,  położenia wykładziny, w zasadzie cały domek był gotowy. Państwo zapewniali, że wszystko jest w porządku, przez agentkę oczywiście zapewniali – mówi Grzegorz Mateja, który stracił 200 tysięcy złotych  przy zakupie domu.


Po zapłaceniu 40 tysięcy  złotych zadatku, w trakcie starania się o kredyt i składania dokumentów,  Grzegorz Mateja dowiedział się, że Powiatowy Inspektorat Nadzoru Budowlanego w Cieszynie nie wydał pozwolenia na użytkowanie domu. Ten stan trwa do dziś.


- Obecnie obiekt jest, można powiedzieć, w trakcie budowy z uwagi na to, że inwestor nie zawiadomił organu nadzoru budowlanego o zakończeniu robót i zamiarze przystąpienia do użytkowania – mówi Jan Smolarz,  Powiatowy  Inspektor Nadzoru Budowlanego w Cieszynie.


Reporter: Czy pani wie, że ten dom cały czas jest w budowie?


-  Czyli nie ma odbiorów po prostu? Było to podniesione przed podpisaniem umowy przedwstępnej i ta kwestia miała być rozwiązana. Nie stanowiło to wtedy problemu – mówi Barbara R., agentka nieruchomości, która  pośredniczyła w sprzedaży domu.


Matejom zależało na malowniczo położonym domu. Ustalili z właścicielką, że w jej imieniu sami uzyskają zgodę na jego użytkowanie. Z kolei by mogli przeprowadzić wykończenie domu,  musieli jej wpłacić połowę należnej kwoty. Sprzedali więc mieszkanie w Rudzie Śląskiej i wpłacili właścicielce dodatkowe 160 tysięcy  złotych.


-  Weszliśmy do budynku, pan instalator postanowił uruchomić piec i w tym momencie okazało się, że piec jest włączony do ściany, ale w ścianie nie ma rurociągu. Położyliśmy po prostu te rury. Ja ściągnąłem osoby, które miałyby wykafelkować to i pomalować. Okazują się następne wady tego budynku, jedna po drugiej -  mówi pan Grzegorz.


Reporter: Pani,  jako pośrednik nieruchomości,  daje jakąś rękojmię za takiego właściciela?


-  Od strony technicznej nie. Ja tylko jestem pośrednikiem. Musiałabym  mieć fachowców, żeby wszyscy mi sporządzali jaki stan jest faktyczny. Nie ma czegoś takiego – mówi Barbara R., agentka nieruchomości, która  pośredniczyła w sprzedaży domu.


- Od końca 2013 roku nie ma czegoś takiego jak odpowiedzialność zawodowa.  W związku z czym, osoba poszkodowana w tej sytuacji może dochodzić roszczeń tylko w drodze cywilnej – mówi Jarzy Sobański z Warszawskiego Stowarzyszenia Pośredników w Obrocie Nieruchomości.


Maria K. zatrzymała 160 tysięcy złotych uznając je jako zadatek, a nie ratę. Negocjacje i próby ugody nie przyniosły skutku. Sprawa trafiła do Sądu Okręgowego w Katowicach, który nakazał zwrot pieniędzy Matejom, ale kobieta odwołała się. Proces trwa.


- Nie zrealizowaliśmy swoich marzeń. Już nie chodzi teraz o marzenia, chodzi o to żeby stanąć na nogi -  mówi pan Grzegorz. *

*skrót materiału


Reporter: Małgorzata Pietkiewicz

mpietkiewicz@polsat.com.pl