Zamieniła mieszkania, musi zapłacić podatek

Pani Krystyna po śmierci matki zdecydowała się na zamianę mieszkania. Swoje lokatorsko-spółdzielcze mieszkanie zamieniła na komunalne. W depozycie spółdzielczym miała prawie 130 tysięcy złotych. Kiedy wyciągnęła te pieniądze, okazało się, o czym nie wiedziała, że musi zapłacić podatek. Dzisiaj pani Krystyna ma około 30 tysięcy długu.

Pani Krystyna Ulanicka z Łodzi ma 67 lat. W 2011 roku straciła matkę, która przegrała walkę z  chorobą. Zaginął też jej syn. Jak twierdzi, z dnia na dzień zniknął. Pani Krystyna została zupełnie sama. Z depresją i długami. Zdecydowała się na zamianę  swojego  lokatorskiego mieszkania na mniejsze.


- Mieszkałam w bloku na parterze . Mieszkałam w nim  około 40 lat. Starałam się zamienić     mieszkanie na  spółdzielcze,  ale niestety bez rezultatu.  W  końcu dałam ogłoszenie do prasy, zjawiła się u mnie pani Beata  -  mówi Krystyna Ulanicka, która czuję się oszukana.


Pani Beata zaproponowała zamianę na 35-metrowe mieszkanie komunalne. Kobiety umówiły się co do sposobu rozliczenia transakcji.


- Miałam blisko 130 tysięcy złotych. Uzgodniłyśmy,  że ten wkład zostanie w spółdzielni i ja otrzymam 35 tysięcy złotych - mówi pani Krystyna.


Kobiety trafiły do jednego z łódzkich biur nieruchomości. Elżbietę Ch., właścicielka biura, miała zadbać o poprawność transakcji.


-  Pani S.  powiedziała, że ma wspaniałą panią z biura nieruchomości, która na pewno pomoże.  Uwierzyłam jej – mówi pani Krystyna.


24 czerwca 2011 roku doszło do transakcji. Jak twierdzi pani Krystyna wycofała ze spółdzielni swój wkład mieszkaniowy. Gotówką.

  I oddała go Beacie Sz., która w swoim imieniu musiała wpłacić pieniądze do spółdzielni.  Pani Krystyna próbowała się zadomowić w nowym miejscu, gdy po kilku miesiącach otrzymała szokującą wiadomość. Okazało się, że kobieta ma zapłacić ponad 28 tysięcy  złotych  podatku  od wycofanego ze spółdzielni wkładu własnego.


-   Osoba,  która wycofuje wkład, czyli staje się właścicielem pieniędzy wycofanych ze spółdzielni, ma obowiązek podatkowy - mówi Małgorzata Karczewska z Urzędu  Skarbowego Łódź -  Polesie.


Pani Krystyna prosiła Urząd Skarbowy o umorzenie ogromnej dla niej kwoty. Bezskutecznie. Zrozpaczona emerytka pozwała więc do sądu Elżbietę Ch.,  pośredniczkę, która nie poinformowała jej o podatku. Tu niestety też czekała ją niemiła niespodzianka.


-  Sąd doszedł do przekonania, że umowa o pośrednictwo została w pełni wykonana i nie obejmowała swoim zakresem doradztwa podatkowego – mówi Ewa Chałubińska, rzecznik prasowy Sądu Okręgowego w Łodzi.


Próbowaliśmy porozmawiać z Beatą Sz. Kobieta oficjalnie sprawy komentować nie chce. Dziś twierdzi,  że żadnego wkładu nie otrzymała. Schorowana emerytka  ma zapłacić już ponad 30 tysięcy złotych podatku z odsetkami i zasądzone koszty sądowe. Boi się, że straci wszystko,  co ma.


-  Na emeryturę wejdzie mi komornik, za to, że uczciwie żyłam – mówi pani Krystyna.

Reporterka: Irmina Brachacz-Przesmycka

ibrachacz@polsat.com.pl