Skrajnie zaniedbane psy - bezradny właściciel

Ich wygląd przeraził nawet obrońców zwierząt. 20 psów z prywatnej posesji w gminie Żołynia żyje w bólu, głodzie i brudzie. Przez choroby skóry wielu z nich wypadła sierść! Właściciel psów mieszka w przerażających warunkach, nie radzi sobie z życiem. Co robi pomoc społeczna i władze gminy?

Pan Jan ma 62 lata i wyższe wykształcenie. I to tyle, co wiadomo na jego temat. Nikt nie wie, jak kiedyś wyglądało jego życie i dlaczego razem ze swoimi zwierzętami odizolował się od świata. Wiadomo natomiast, że nie radzi sobie z własnym życiem i opieką nad sforą ponad 20 psów.

- Słyszałam, że ten problem trwa od wielu lat. To, co zobaczyłam to koszmar, horror. Musiałam coś z tym zrobić – opowiada Joanna Wierzbińska, mieszkanka sąsiedniej miejscowości.

Na interwencje sąsiadów zareagowało tylko Rzeszowskie Stowarzyszenie Ochrony Zwierząt. Jego pracownicy postanowili odebrać właścicielowi schorowane psy.

- Zwróciłam się z pismem do wójta gminy Żołynia o wskazanie miejsca, do którego mam dostarczyć odebrane zwierzęta. Niestety, do chwili obecnej nie mam takiej odpowiedzi. Nasi wolontariusze mają domy tymczasowe i tam trafią zwierzęta – mówi Halina Derwisz, prezes Rzeszowskiego Stowarzyszenia Ochrony Zwierząt.

- Psy mają wtórne zakażenie bakteryjne. Oprócz tego jest grzybica i prawdopodobnie nużeniec, czyli przewlekłe zakażenie bakteryjne skóry. Przy takich warunkach to może być wszystko tutaj…Ta sytuacja musiała trwać klika lat – dodaje Mariusz Kania, lekarz weterynarii z Mielca.

Do takiego stanu doprowadziło wieloletnie zaniedbanie opieki nad zwierzętami. Ale czy celowe? Pan Jan na psy przeznaczał większość swojej niskiej renty. Zwierzętami opiekował się jak potrafił, ale nie przyjmował pomocy z zewnątrz, doprowadzając siebie i zwierzęta do skrajnej nędzy.

- Ja niewiele jem, w tym roku to tylko mleko mi smakuje. Coś tam innego zjem, ale tylko mleko mi smakuje – mówi pan Jan.
Reporterka: Trudno opiekować się taką gromadką?
Pan Jan: W tym roku zasłabłem. Jak byłem silniejszy, to jeszcze…
Reporterka: A ktoś panu pomaga w tej opiece?
Pan Jan: Nie, ja sam, ja nawet nie chcę, żeby ktoś pomagał.
Reporterka: A pan gdzie śpi? Na tym fotelu?
Pan Jan: Tak, sąsiad dał mi go pół roku temu.
Reporterka: Przyzna pan, że to trudne warunki…
Pan Jan: Okropne.

Opiekę nad panem Janem i zwierzętami powinna sprawować gmina. Niestety, wójt nawet nie pofatygował się na miejsce interwencji.

- Tragedia, dramat. Od 2011 roku znam tę sytuację, trzykrotnie występowaliśmy z wnioskiem do wójta o odebranie tych zwierząt. Wójt z funduszy gminy zrobił ogrodzenie, bo psy stwarzały zagrożenie, gryzły dzieci. W 2012 roku wójt zgodził się z kosztów gminy zaszczepić te psy przeciwko wściekliźnie i na tym ta sprawa się zakończyła – mówi Leszek Bar, powiatowy lekarz weterynarii w Łańcucie.

- Czy zwierzęta cierpią? Jakby to przełożyć na język ludzki… cała skóra, nawet z językiem, swędzi przez 24 godziny na dobę. To jak to może nie boleć? To robi, nie podejmując działań, wójt gminy Żołynia, on jest za to odpowiedzialny – uważa Halina Derwisz, prezes  Rzeszowskiego Stowarzyszenia Ochrony Zwierząt.

Stowarzyszenie odebrało 12 psów. Zostało jeszcze 9. Tymi zwierzętami musi zając się gmina. Postanowiliśmy osobiście zapytać Andrzeja Benedyka, wójta gminy Żołynia o to, jak i kiedy wywiąże się ze swoich obowiązków.

Wójt: Nie mieliśmy schroniska, zwracaliśmy się do wielu na terenie województwa podkarpackiego i żadne nie chciało tych zwierząt przyjąć. W tym był cały szkopuł.
Halina Derwisz, prezes Rzeszowskiego Stowarzyszenia Ochrony Zwierząt: Panie wójcie, ja dwa lata temu byłam tutaj i te zwierzęta tak nie wyglądały. A teraz panu pokażę zdjęcia łysych psów, z guzami nowotworowymi. One cierpią. Pan Jan też cierpi.
Wójt: No trudno, nie zrobiliśmy. Teraz postaramy się to naprawić, bo cóż innego mogę powiedzieć. Ja nie biorę całej winy na siebie, ale na pewno część winy jest.

Aby pomóc zwierzętom trzeba zacząć od człowieka. Gminny Ośrodek Pomocy Społecznej na pomysł realnej pomocy wpadł dopiero po naszej interwencji. Urzędnicy chcą pana Jana ubezwłasnowolnić i umieścić w Domu Pomocy Społecznej.

- Pan Jan nie zgłaszał nam żadnych potrzeb, ma swoje świadczenie z KRUS-u, którego wysokość przekracza kwotę kryterium dochodowego uprawniającą do świadczeń z pomocy społecznej. To ustawodawca wyznacza zasady i ramy przyznawania pomocy – powiedział Kazimierz Żaba, dyrektor Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej w Żołyni.

Z prawnego punktu widzenia sprawa może potrwać jeszcze wiele miesięcy, zanim pan Jan otrzyma realną pomoc. Oby nie było za późno.

- W takich warunkach nie mogą żyć zwierzęta, tym bardziej człowiek. Boję się, że kiedyś zastaniemy tego pana samego w tym mieszkaniu i nie będzie kogo ratować – podsumowuje Halina Derwisz, prezes Rzeszowskiego Stowarzyszenia Ochrony Zwierząt.*

* skrót materiału

Reporterka: Agnieszka Zalewska

azalewska@polsat.com.pl