Koczuje w samochodzie przed rodzinnym domem
Starsza, schorowana kobieta od ponad 40 dni mieszka w samochodzie. Pani Henryka ma 79 lat, jest po ciężkiej walce z nowotworem. 2 lipca w kilka minut musiała spakować całe swoje życie i opuścić dom, którego prawnym właścicielem jest jej bratanek.
Henryka Knedler inaczej wyobrażała sobie jesień życia. 2 lipca musiała w kilka minut spakować całe swoje życie i opuścić dom, którego prawnym właścicielem jest jej bratanek.
- Wyszłam z domu tak, jak stałam, tylko z miednicą, pieniędzmi i dokumentami – opowiada pani Henryka.
– My już wszystko zrobiliśmy. Wynajęliśmy jej mieszkanie, wynajęliśmy magazyn – twierdzi bratanek kobiety.
Pani Henryka została eksmitowana do hotelu robotniczego. Warunki, jakie tam zastała były tragiczne. Starsza pani nie chciała mieszkać w wieloosobowym pokoju z jedną łazienką na piętrze. Wybrała samochód. Ta dramatyczna sytuacja trwa już ponad 40 dni.
- Jest to hotel robotniczy. Trzy osoby w jednym pokoju, można tylko się przespać i mieć ze sobą tylko rzeczy osobiste. Jest jeden sanitariat na 30 pokoi na piętrze – opowiada pani Henryka.
- Ona jest osobą chorą. To, że w tej chwili sobie jakoś radzi, to zasługa tylko tego, że jest osobą silną, silną osobowością. Nie takie warunki higieniczne powinna mieć osoba chora – mówi Katarzyna Niedziela, sąsiadka pani Henryki.
79-letnia kobieta przeszła operację wycięcia nowotworu. Ma stomię. Utrzymanie podstawowej higieny jest bardzo trudne, a co dopiero prawidłowe opatrywanie rany.
- Najgorsza jest ta stomia, bo to najlepiej się robi w pozycji stojącej albo leżącej. Wieczorem robię, jak ludzie przestaną chodzić do sklepu, bo chcę to na stojąco zrobić. Boli. Robi się stan zapalny. To rak, nigdy nie wiadomo, kiedy się ruszy – mówi pani Henryka.
Kobieta mieszkała w domu przy ul. Jutrzenki w Warszawie od urodzenia. W 1975 roku jej rodzice zadecydowali, że w zamian za emeryturę przekażą swoje gospodarstwo rolne na rzecz syna Zdzisława i jego żony. Pani Henryka przyjęła decyzję rodziców ze zrozumieniem. Tym bardziej, że miała zapewnienie, że będzie mogła mieszkać w swoim rodzinnym domu. Sytuacja zmieniła się po śmierci jej brata.
- Mój ojciec był człowiekiem czynu, szedł z postępem. Jak się mówiło o rozwoju rolnictwa, to zaproponował bratu, żeby się tym zajął, jako że nie ma zawodu i dwoje dzieci. Mnie było wszystko jedno. Wszyscy żeśmy się mieścili w tym domu –opowiada pani Henryka.
- Sprawa jest bardzo niesprawiedliwa ludzkiego punktu widzenia, ale niestety zgodna z prawem. Pani Henryka została pozbawiona prawa do lokalu na mocy przepisów dotyczących dziedziczenia gospodarstw rolnych. Te przepisy zostały uznane za niezgodne z konstytucją 31 stycznia 2001 r., ale uznano, że spadki otwarte przed 4 lutego 2001 r. pozostają ważne. Tak jest w przypadku pani Henryki – wyjaśnia Christian Młynarek, radny dzielnicy Włochy w Warszawie.
Dwuhektarowa działka przy ul. Jutrzenki w Warszawie już dawno przestała być nieruchomością rolną, a stała się bardzo atrakcyjną działką inwestycyjną wartą około 10 milionów złotych. Jednak, jak twierdzi pani Henryka, jej bratanek nie poczuwa się dziś do żadnej odpowiedzialności wobec starszej cioci. Mężczyzna nie zgodził się na oficjalną rozmowę z naszą redakcją.
Pani Henryka przegrała nie tylko postępowanie eksmisyjne, ale również sprawę o odszkodowanie i zasiedzenie. W świetle prawa nic się jej w tej chwili nie należy od rodziny zmarłego brata. O jej dramacie wiedzą nie tylko sąsiedzi, ale także burmistrz dzielnicy Włochy w Warszawie.
- Pani Henryka złożyła niecały miesiąc temu wniosek o przydział lokalu socjalnego. My tę sprawę potraktujemy priorytetowo. Sprawa jest przykra, karygodna, żeby rodzina osobę w tym wieku wyrzuciła na ulicę – mówi Michał Wąsowicz, burmistrz dzielnicy Włochy w Warszawie.
Sytuacja jest dramatyczna i skrajnie niebezpieczna dla 79-letniej pani Henryki. Zmienna temperatura i brak odpowiedniej higieny rany, przy stomii, mogą doprowadzić do tragedii. Pani Henryka ma jedno marzenie, aby znowu zamieszkać w rodzinnym domu.
- Ciężko mi bardzo, jest coraz gorzej, ale muszę tu zostać. Tu jest mój dom. Tu się urodziłam i mieszkałam. Będę tu siedziała, aż umrę –
zapowiada pani Henryka.*
* skrót materiału
Reporterka: Milena Sławińska