Błąd urzędnika, wyrok na rodzinie

Ewa i Jana Kułakowie za ponad pół miliona złotych wybudowali stację demontażu pojazdów wycofanych z eksploatacji. I nie mogą jej otworzyć! Takiej działalności zabrania im miejscowy plan zagospodarowania przestrzennego. Problem w tym, że urzędnicy zauważyli to dopiero, gdy stacja powstała. Wcześniej bez mrugnięcia oka wydawali kolejne decyzje i pozwolenia. Kułakowie zostali z ogromnym kredytem.

- Tutaj od 2 lat powinna działać stacja demontażu pojazdów, nie działa wskutek błędów urzędników. Całe wyposażenie stacji jest kompletne. Stoi i niszczeje – mówi Jan Kułak.

To miał być ich pierwszy własny biznes. Kiedy dzieci dorosły, państwo Ewa i Jan Kułakowie spod Opola postanowili, że otworzą stację demontażu pojazdów wycofanych z eksploatacji. W 2006 roku zaczęli szukać miejsca. Wybór padł na działkę przy ruchliwej trasie Wrocław – Opole w Skorogoszczy koło Lewina Brzeskiego.

- Trzeba było się zorientować, czy w ogóle na tej działce będzie można coś takiego zrobić. W urzędzie gminy powiedziano mi, że tam się dopuszcza adaptację budynków istniejących na usługi – opowiada Ewa Kułak.
Kułakowie zaczęli zbierać stosowne pozwolenia. Pierwszym krokiem miała być decyzja środowiskowa wydawana przez gminę.

- Wystąpiliśmy do gminy ze stosownym pismem, co chcemy dokładnie zbudować, czyli stację demontażu pojazdów wycofanych z eksploatacji – mówi Jan Kułak.

- W 2008 r., po przeprowadzeniu procedury oceny oddziaływania na środowisko, po ustaleniu z organami opiniotwórczymi, ta decyzja została wydana – informuje Joanna Mokrzan z Urzędu Miasta w Lewinie Brzeskim.

Z decyzją środowiskową małżeństwo udało się do starostwa po pozwolenie na budowę. Także i tu nie było żadnego problemu.

- Po otrzymaniu tej decyzji wywalczyliśmy dotację z Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa w Opolu w kwocie 300 000 zł. To mniej więcej wartość połowy inwestycji. Następnie szukaliśmy banku, który by nam udzielił kredytu. Poradzono mi, żeby iść do Fundacji Rozwoju Śląska Opolskiego, tam dostaliśmy kredyt na 500 000 zł, gdzie zażądano cesji na te 300 000 zł dotacji. ARiMR miała od razu przesłać pieniądze do fundacji – opowiada Ewa Kułak.

Budowa ruszyła. Po kilku miesiącach w Skorogoszczy stanęła w pełni wyposażona stacja. Kułakowie mieli wszystkie decyzje: środowiskową, pozwolenie na budowę, pozwolenie na użytkowanie. Ostatnią decyzją miało być pozwolenie urzędu marszałkowskiego na wytwarzanie odpadów. I wówczas okazało się, że ich stacja nigdy powstać nie powinna!

- Ta inwestycja jest niezgodna z planem zagospodarowania przestrzennego, a więc nie mogliśmy wydać decyzji pozytywnej. Odmówiliśmy wydania decyzji na funkcjonowanie stacji demontażu pojazdów w tym miejscu. Zapisy w planie zagospodarowania są ewidentne, na tym terenie absolutnie nie może być żadnego warsztatu, żadnej zbiórki złomu i tym podobnych rzeczy – informuje Manfred Grabelus, dyrektor Departamentu Ochrony Środowiska w Urzędzie Marszałkowskim Województwa Opolskiego.

- Nikt wcześniej nam o tym nie mówił. Wyraźnie mówiliśmy, co chcemy zrobić na tej działce, że ma to być stacja demontażu pojazdów wycofanych z eksploatacji i na takie rzeczy dostaliśmy stosowne pozwolenia – mówi Jan Kułak.

- Ktoś zawalił, brzydko mówiąc. Moim zdaniem niezgodnie z prawem wydano decyzję środowiskową i pozwolenie na budowę – dodaje Manfred Grabelus, dyrektor Departamentu Ochrony Środowiska w Urzędzie Marszałkowskim Województwa Opolskiego.

Kto popełnił błąd i nie sprawdził planu zagospodarowania przestrzennego? Dziś chętnych na przyznanie się do niego nie ma.

- Decyzję środowiskową wydaje się przed pozwoleniem na budowę, ona nie wiąże się z planem zagospodarowania, ona bada wpływ przedsięwzięcia na środowisko. Natomiast nie bada wymagań technicznych, inwestycyjnych. To starostwo powinno sprawdzić plan – uważa Joanna Mokrzan z Urzędu Miasta w Lewinie Brzeskim.

- Zgodnie z ustawą, ta decyzja środowiskowa wiąże nasz organ, nie możemy jej w żaden sposób kwestionować. W ustawie wprost jest powiedziane, że zgodność z miejscowym planem zagospodarowania przestrzennego, który gmina sobie uchwaliła, sprawdza organ wydający decyzję środowiskową, czyli w tym wypadku burmistrz – mówi Edward Bublewicz, naczelnik Wydziału Budownictwa Starostwa Powiatowego w Brzegu.

Przepychanka urzędnicza trwa. Decyzję środowiskową unieważniono, ale gmina odwołała się od tego. Ponieważ sprawy się toczą, Kułakowie póki co nie mają nawet kogo pozwać. Stracili dotację, stacja stoi nieczynna, a na nich ciąży ogromny kredyt. Miesięczna rata to ponad 7 000 zł

- Mamy wszystko zastawione pod hipotekę: pole, dom i całą tę inwestycję. Jak przyjdą i zabiorą, to zostanę tak, jak stoję – mówi Ewa Kułak.

- Gdybym takie błędy popełniał w mojej pracy, to na pewno ktoś by mnie wyrzucił albo obciążył finansowo. Natomiast tutaj nikt nie poczuwa się do winy – dodaje Jan Kułak.*

* skrót materiału

Reporterka: Irmina Brachacz-Przesmycka

ibrachacz@polsat.com.pl