„Groził, że pozabija mi dzieci”
Wpada w szał, wyzywa kobiety, osoby starsze i dzieci, awanturuje się z nożem w ręku. Mieszkańcy jednej z kamienic w Legnicy drżą przed nieobliczalnym sąsiadem - Arkadiuszem S. 32-letni mężczyzna grozi im pobiciem, śmiercią, a nawet skrzywdzeniem dzieci. Najbardziej prześladuje panią Joannę, 23-letnią matkę trojga dzieci.
Sąsiedzi rejestrują wulgarne zachowanie Arkadiusza S. To kilka cytatów z nagrań:
„Wyłaź ch… policyjna! Wyłaź k...!”
„Ty k..., konfituro j...! K…, p… szmato!”
„Wyłaź k...! A co tam, k…, takiego ciekawego ?! Ci, k… ,dam Mołotowa (koktajl Mołotowa – przyp. red.), ty szmato, ty! Szczam ci do mordy, k...!”
- Wyzywał mnie, groził, że pozabija mi dzieci, podpali mieszkanie, że moją 4-letnią córkę nagrywał, że chętnie się nią zajmie, bo jest bardzo małym i pięknym dzieckiem. Kiedyś dobijał mi się do mieszkania - opowiada Joanna Dziuk.
Mieszkańcy jednej z kamienic przy ulicy Złotoryjskiej w Legnicy nie czują się bezpiecznie. Nie mogą spokojnie wychodzić z mieszkań. Ze strachu nie pozwalają bawić się bez opieki swoim dzieciom na podwórku. Wszystko przez jednego sąsiada, który terroryzuje cały dom.
- Strach mieszkać z tym człowiekiem. Myśli, że jest tutaj Bogiem i na tej klatce nikt mu nic nie zrobi. Jak idę i wiem, że jest na podwórku, to mam w telefonie wbite 997, żeby od razu zadzwonić na policję - mówi Joanna Dziuk.
- Przeszkadzają mu moje dzieci, boją się go, bo on samą posturą budzi strach, a co dopiero jak wyskoczy z buzią - dodaje jedna z mieszkanek kamienicy.
Joanna Dziuk najbardziej odczuwa nękanie ze strony sąsiada. 23-letnia kobieta obawia się o chorą na epilepsję matkę i troje swoich dzieci: 6-letniego Krzysia, 4-letnią Zuzię i 9-miesięczną Julię. Kobiety mieszkają same, stały się więc łatwym celem.
- Byłam w 8. miesiącu ciąży, zwróciłam jego babci uwagę, żeby nie karmiła kotów w piwnicy, bo amoniak bardzo źle na mnie wpływa. Od tego czasu zaczęły się wyzwiska, groźby. Kiedyś chciał mi się wbić do mieszkania, atakował mnie z nożem - opowiada pani Joanna i dodaje: Moje dzieci boją się wychodzić do szkoły, do przedszkola, moja córka trzęsie się, jak słyszy jego nazwisko. Jak go widzi, to moczy się, cały tydzień biegała na leku uspokajającym.
Próbowaliśmy porozmawiać z matką Arkadiusza S. Nie otworzyła nam drzwi.
Kolejny fragment awantury Arkadiusza S.:
„Ty mendo policyjna, ty szmato! Szczam ci do mordy, k...! Tylko wyjdź ty, szmato!”
Mieszkańcy kamienicy wzywali policję, sprawa trafiła do sądu. Arkadiusz S. został skazany, jednak dostał wyrok w zawieszeniu. Został przewieziony do zakładu psychiatrycznego, z którego uciekł. Sąsiedzi nie wiedzą, jak rozwiązać tę sytuację.
- Jak byłam w ciąży, to założyłam mu sprawę o nękanie i ataki z nożem. Dostał 1,5 roku w zawieszeniu na 5 lat, dla mnie to jest śmieszny wyrok za takie ataki. On mi się odgrażał, żebym pamiętała, że jak wróci, to i tak mu nic nie zrobią. Mój syn się boi. Nie chciał wyjść do szkoły, gdy on wrócił z wariatkowa. Powiedział, że nie wyjdzie, bo S. zabije go w piwnicy - mówi Joanna Dziuk.
- Razem z wyrokiem sąd wydał zakaz zbliżania się do osoby pokrzywdzonej, ten zakaz został złamany. Kiedy on uciekł z zakładu psychiatrycznego i kolejny raz został zatrzymany, skierowaliśmy wniosek o tymczasowe aresztowanie - informuje Sławomir Masojć z Komendy Miejskiej Policji w Legnicy.
Po ucieczce ze szpitala psychiatrycznego, w zeszłym tygodniu Arkadiusz S. groził, że wysadzi kamienicę w powietrze. Policja przez 7 godzin przeprowadzała interwencję. Mężczyzna został przewieziony do aresztu, spędzi tam najbliższe dwa miesiące. Mieszkańcy boją się, że ich sąsiad wróci i nadal będzie ich terroryzował.
- Mężczyzna zamknął się w swoim mieszkaniu i groził, że popełni samobójstwo. Był tam sam, miał mieć nóż. Dopiero po kilkugodzinnych negocjacjach poddał się - opowiada Sławomir Masojć z Komendy Miejskiej Policji w Legnicy.
- Chciałabym, żeby ktoś w końcu zareagował, coś z nim zrobił. Może są jakieś ośrodki, które mu pomogą - zastanawia się jedna z mieszkanek kamienicy.
- Ja jestem sama. Biegam po prokuraturach, sądach, mówię, płaczę i nic. Biorą go na obserwację psychiatryczną i odsyłają do domu. Niech robi, co chce, pozabija, nie interesuje ich to - podsumowuje pani Joanna.*
* skrót materiału
Reporterka: Angelika Trela