Potrącił go syn prokuratora. 4 lata śledztwa!

Syn częstochowskiego prokuratora potrącił na pasach 12-letniego rowerzystę i odjechał. Choć wypadek miał miejsce 4 lata temu, to kierowca do dziś nie poniósł konsekwencji. Przez ten czas prokuratorom nie udało się nawet przesłuchać świadka zdarzenia!

Oskar ma 16 lat. Od zawsze był aktywnym dzieckiem. 5 lipca 2010 roku wybrał się z kolegą na rowerową przejażdżkę. Tego, co go spotkało, gdy dojechał do skrzyżowania ze ścieżką rowerową, Oskar nie zapomni do końca życia.

- Kierujący samochodem marki toyota nie zastosował się do sygnalizacji świetlnej i potrącił przejeżdżających przez przejście dla pieszych dwóch nieletnich rowerzystów. Kierowca odjechał z miejsca zdarzenia, ale jego numer rejestracyjny zanotował świadek zdarzenia – informuje Joanna Lazar, rzecznik Komendy Miejskiej Policji w Częstochowie.

- Nawet nie wysiadł z samochodu! Włączył wsteczny, ominął ich jak szmaty i odjechał – mówi Elżbieta Koniarska, mama Oskara.

Po kilku godzinach policjanci dotarli do sprawcy. Mężczyzna przyznał, iż potrącił chłopców.

- Mundurowi ukarali go mandatem karnym w wysokości 500 zł oraz nałożyli na niego 6 punktów karnych – mówi Joanna Lazar, rzecznik Komendy Miejskiej Policji w Częstochowie.

- Dla mnie to parodia. Za zabicie psa jest więcej! Oni ukarali go za zdarzenie, a nie za ucieczkę z miejsca wypadku – komentuje Elżbieta Koniarska, mama Oskara.

Dla państwa Koniarskich nie była to satysfakcjonująca kara. Zgłosili sprawę do częstochowskiej prokuratury. Szybko jednak okazało się, że ta ze względu na sprawcę, nie może sprawy prowadzić.

- Do października nie wiedziałam, kim był sprawca. W pewnym momencie sprawa zaczęła zwalniać, dostałam odpowiedź, że ojcem domniemanego sprawcy jest tutejszy prokurator – wspomina pani Elżbieta, mama Oskara.

O sprawie chcieliśmy porozmawiać z częstochowskim prokuratorem rejonowym – szefem ojca sprawcy wypadku. Ten początkowo się z nami umówił, po czym przysłał maila, że zdanie zmienił.

W kwietniu 2011 roku, w związku z tym, że ojciec sprawcy jest częstochowskim prokuratorem, sprawę przeniesiono do Prokuratury Rejonowej w Lublińcu. Ta od ponad 3 lat zastanawia się, czy trauma Oskara ma związek z wypadkiem.

- Biegli psychiatrzy nie są jednoznaczni. Sami podkreślają w opinii, że jest to teoretyzowanie. Taki związek przyczynowo-skutkowy mógł zaistnieć, ale nie potrafią tego w sposób przekonujący wykazać – twierdzi Krzysztof Droździok, prokurator rejonowy w Lublińcu.

- Są 3 opinie lekarskie, które się potwierdzają. Nie ma znamion, że syn coś symulował, więc wydaje mi się, że sprawa jest ewidentna i powinna być jak najszybciej zakończona – mówi Fabian Koniarski, tata Oskara.

Dla państwa Koniarskich odpowiedź na pytanie, czy wypadek zostawił trwały ślad w psychice ich dziecka, jest prosta. Jak twierdzą, Oskar po wypadku stał się innym dzieckiem. Porzucił pasję, zamknął się w czterech ścianach.

- Leżenie i patrzenie w sufit. Wyprowadzamy syna jak, za przeproszeniem, „azora” na spacer. Musimy go prosić, bo nie chce – mówi Elżbieta Koniarska.

- Przed wypadkiem pływałem. Trenowałem wyczynowo. Byłem mistrzem Częstochowy w stylu motylkowym i w dowolnym – opowiada Oskar.

Czarę goryczy państwa Koniarskich przelał fakt, że prokuratura od 4 lat nie przesłuchała jedynego świadka wypadku.

- Niestety ten świadek był nieuchwytny, od pewnego czasu przebywa za granicą i w zasadzie nie można mu nawet doręczyć wezwania. Nawet nie wiemy, gdzie aktualnie przebywa – mówi Krzysztof Droździok z Prokuratury Rejonowej w Lublińcu.
Sprawdzamy. Idziemy pod adres zamieszkania świadka. Zdobycie kontaktu do niego zajmuje nam kilka minut. Dzwonimy: 

Reporterka: Czy kierowca zatrzymał się, pytał czy Oskarowi jest potrzebna jakaś pomoc?
Świadek wypadku: Właśnie nie, nie było takiej sytuacji. Gościu odjechał kawałek dalej, my jechaliśmy za nim, spisaliśmy numery i wróciliśmy.

- Zlecaliśmy czynności zmierzające do ustalenia miejsca aktualnego pobytu świadka i sprawa wróciła do nas z adnotacją, że nie można ustalić tego miejsca pobytu – mówi Krzysztof Droździok z Prokuratury Rejonowej w Lublińcu.

Kolejny fragment rozmowy telefonicznej ze świadkiem wypadku:

Reporterka: Wypadek był w 2010 roku, czy pana od razu wzywano na policję, do prokuratury?
Świadek: Nie. Miała być jakaś tam sprawa, bo dostałem SMS-a od mamy Oskara. Wtedy byłem jeszcze w kraju i nie przyszło mi nic, żadne wezwanie. Później, jak przyjechałem do kraju, to zgłosiłem się na policję i złożyłem zeznania.

Prokuratura w Lublińcu nic o tym jednak nie wiedziała! Próbowaliśmy skontaktować się z prokuratorem Markiem S. i jego synem. Bezskutecznie.*

* skrót materiału

Reporterka: Irmina Brachacz-Przesmycka

ibrachacz@polsat.com.pl