Tragiczne wakacje. Walczy o życie w Singapurze
Andrzej Tarandejna podczas wakacji na wyspie Bali zaraził się groźnym pierwotniakiem. Trafił do szpitala w Singapurze. Każdy dzień jego pobytu na intensywnej terapii kosztuje 20 tys. zł. Mężczyzna był ubezpieczony. Polisa jest jednak tak skonstruowana, że zamiast 150 tys. euro, pan Andrzej może liczyć na zaledwie 30 tys. To kropla w morzu potrzeb. Rodzina prosi o pomoc.
- Jest bardzo daleko, 9 tysięcy kilometrów od nas – mówi Eugeniusz Taradejna, ojciec pana Andrzeja.
Andrzej Taradejna z Nidzicy ma 43 lata. Jego wielką pasją są podróże. Na wyprawę na indonezyjską wyspę Bali oszczędzał bardzo długo. Dziś pan Andrzej w Singapurze walczy o życie. Podczas wyprawy w Indonezji zaraził się amebą – groźnym pierwotniakiem.
- W tym Denpasar (miasto na wyspie Bali – przyp. red.) przebywał prawie 2,5 tygodnia i tam nie zrobiono mu prawie żadnych specjalistycznych badań. Poinformowano nas, że potrzebne są dializy i transfuzja krwi – opowiada pani Wiesława Taradejna, bratowa pana Andrzeja.
- On nigdy w wakacje nie siedział w domu. Lubił jeździć, po górach chodził. Nie pamiętam w ilu krajach był – mówi Teresa Taradejna, matka pana Andrzeja.
- Póki ubezpieczyciel nie zapewnił ich, że pokryje koszt zabiegu, to lekarze nie robili nic, dopiero jak dostali pieniądze, to robili – dodaje pani Wiesława Taradejna, bratowa pana Andrzeja.
Przed wyjazdem pan Andrzej wykupił drogie ubezpieczenie w niemieckiej firmie ubezpieczeniowej ERV. Zapłacił za składkę ponad 1000 zł. Ubezpieczył się na 150 tysięcy euro. Za tą sumę miało zostać sfinansowane jego leczenie i transport – gdyby tego potrzebował . Tak myślał pan Andrzej. Dodatkowo mężczyzna dokupił jeszcze opcję na wypadek chorób przewlekłych na 30 tysięcy euro.
- Wersja nasza i chorego jest taka, że ubezpieczył się na 150 tys. euro, a także dokupił ubezpieczenie na 30 tys. euro od chorób przewlekłych.
Nie kłamał, wypełnił w formularzu, że cierpi na chorobę przewleką Leśniowskiego- Crohna. My to zrozumieliśmy tak, że 150 tys. euro plus 30 tys. euro zabezpieczenia, gdyby okazało się, że te choroby przewlekłe się uaktywnią – opowiada Wiesława Taradejna, bratowa pana Andrzeja.
Rzeczywistości okazała się jednak zupełnie inna. Ubezpieczyciel chce wypłacić jedynie 30 tysięcy euro z powodu choroby przewlekłej. To nie starczy na leczenie pana Andrzeja. Jeden dzień jego pobytu w szpitalu w Singapurze to – 20 tysięcy złotych.
- Sami nie możemy dać sobie rady, bo ja na emeryturze, mąż na emeryturze. Nie dość, że gorycz człowieka zjada, to jeszcze finansowo nie możemy sobie poradzić – rozpacza Teresa Taradejna, matka pana Andrzeja.
- Tak jest skonstruowana umowa, że ujawniająca się choroba przewlekła eliminuje wypłatę tego głównego ubezpieczenia – opowiada Tadeusz Taradejna, brat pana Andrzeja.
O komentarz w sprawie poprosiliśmy firmę ERV, w której ubezpieczył się pan Andrzej. Otrzymaliśmy jedynie odpowiedź e-mailem.
„(…) Obowiązujące przepisy i obowiązek zachowania tajemnicy ubezpieczeniowej uniemożliwiają nam odniesienie się do tej konkretnej sprawy. (…)”
Rodzina na własną rękę próbowała sprowadzić pana Andrzeja do Polski. Wie już, że na firmę ubezpieczeniowa nie ma co liczyć.
- Na transport wydaliśmy już 75 tys. zł, a na depozyt do szpitala w Singapurze 46 tys. zł. To jest kropla w morzu potrzeb – mówi Wiesława Taradejna, bratowa pana Andrzeja.
- Znaleźliśmy się w krytycznej sytuacji, błagam o pomoc, bo szpital ciągle chce pieniędzy. Każda złotówka się przyda – rozpacza Teresa Taradejna, matka pana Andrzeja.*
* skrót materiału
Reporterka: Aneta Krajewska