Oddała do domu dziecka, bo był… niegrzeczny

Radek miał 12 lat, gdy jego matka, w tajemnicy przed rodziną, oddała go do domu dziecka. Walkę o wnuka rozpoczęli dziadkowie. Chłopak bardzo ich kocha i przez pewien czas mieszkał z nimi. Niestety, matka wybrała dla niego inną przyszłość. Od 4 lat Radek mieszka w domu pomocy społecznej. Rachunki za jego pobyt przychodzą do dziadków.

Początek tej smutnej historii sięga 6 lat wstecz. Pani Janina z małej miejscowości Szczytniki niedaleko Legnicy ma trzy dorosłe córki. Do tej pory nie może pogodzić się z tym, jaki los jej najstarsza córka zgotowała swojemu synowi Radkowi. Chłopiec miał wtedy 12 lat.

- Matka z całą pewnością zmarnowała mu życie. Gdyby włożyła odrobinę pracy w to dziecko, to ono byłoby zupełnie inne. Najpierw miał wpajane do głowy, że to przez niego zmarła jego siostra Marta. A ona miała wylew krwi do mózgu. Po miesiącu jego ojciec powiesił się tuż przed oknem ich domu – opowiada Janina Tomaszewska, babcia Radka.

Po tych traumatycznych przeżyciach chłopiec zaczął sprawiać kłopoty wychowawcze. Matka w tajemnicy przed rodziną oddała syna do domu dziecka.

- Oddała go jak paczkę. Weszła do dyrekcji i powiedziała: dajcie mi jakieś dokumenty, bo się śpieszę – opowiada Janina Tomaszewska, babcia Radka.

- Dowiedziałam się, że on od poniedziałku do piątku jest w szkole z internatem, a na weekendy wraca do domu dziecka. Złożyliśmy wniosek, żeby dziecko było przy dziadkach, których bardzo kocha – mówi Urszula Herejczak, najmłodsza córka Janiny.

Na czas toczącego się w sądzie postępowania o przysposobienie wnuka, chłopiec był prawie rok u dziadków. Niestety, jego matka nie zgodziła się, aby tam pozostał. Ponownie oddała syna do domu dziecka.

Reporterka: Chciała pani, żeby dziadkowie byli rodziną zastępczą, bo ja w dokumentach czytałam, że pani nie chciała?
Matka Radka: Nie! Dawałam im do zrozumienia, że oni sobie z tym nie poradzą. I kiedyś i tak go oddadzą, bo na czas postępowania o rodzinę zastępczą wzięli go do siebie. Narobili mu nadziei na to, że on tam będzie mieszkał. I potem Radek…
Reporterka: Ale to pani się nie zgodziła na to i Radek musiał wrócić do domu dziecka.
Matka: Bo się nie zgadzałam.
Konkubent: Nie zgadzała się i miała rację.

- Radek musiał wrócić do domu dziecka. Na miejscu chciał wyskoczyć przez okno – opowiada pani Janina, babcia chłopaka.

Radek przeżył załamanie psychiczne. Matka w tajemnicy przed rodziną przeniosła syna z domu dziecka do domu pomocy społecznej dla dzieci i młodzieży niepełnosprawnej intelektualnie. Radek jest tam od 4 lat. Matka nie interesuje się jego losem. Pojechaliśmy razem z panią Janiną odwiedzić wnuka.

Radek: Babcia!
Pani Janina: Cześć, kochanie.
Reporterka: Mama kiedy była ostatnio?
Radek: W 2012 roku.
Reporterka: Za kim bardziej tęsknisz: za babcią czy za mamą?
Radek: Za babcią. Chciałbym jeszcze pojechać do domu babci.
Reporterka: Masz troszkę żalu do mamy, że cię tutaj zostawiła?
Radek: Mam.
Reporterka: A do kiedy będzie tutaj Radek?
Pani Janina: My nic nie wiemy, bo nie jesteśmy upoważnieni do zbierania informacji o nim. Za każdym razem, jeżeli potrzebujemy jakąś informację o Radku, to musimy wystąpić do sądu o pozwolenie.

Matka Radka nie tylko nie interesuje się losem syna, ale również nie płaci za jego pobyt w domu pomocy społecznej. Twierdzi, że ją na to nie stać. Dziadkowie przeżyli szok, kiedy w 2010 roku dostali z Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej w Rudnej decyzję administracyjną nakazującą im płacenie za pobyt wnuka w  ośrodku.

- Jak otrzymaliśmy to pismo z pomocy społecznej, to zadzwoniłam do niej i pytam, co się dzieje. A ona mi odpowiedziała, że wykręciła się od opłat za Radka, „teraz wy się brońcie”. Odwołaliśmy się od tej decyzji w sądzie w Lubinie. Przed tym sądem, pod przysięgą córka zeznała, że będzie płacić. Myślałam, że chociaż z tego się wywiąże, ale nie – opowiada pani Janina.

- Pomoc społeczna nie chce rozmawiać. Uważa, że moi rodzice nie są stroną do uzyskiwania jakiejkolwiek informacji w tej sprawie, natomiast są już stroną do płatności, do tego, żeby wpłacać pieniądze za pobyt wnuka – dodaje Urszula Herejczak, najmłodsza córka Janiny.

Batalia o to, kto ma płacić, trwa już 4 lata. Sprawa trafiła do Samorządowego Kolegium Odwoławczego i Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego we Wrocławiu. Sąd w lutym tego roku wydał wyrok uchylający decyzję gminnego ośrodka pomocy społecznej, a mimo to miesiąc temu dziadkowie ponownie dostali wezwanie do zapłaty.

- Obowiązek ponoszenia kosztów utrzymania dziecka przez matkę wyprzedza obowiązek ponoszenia kosztów utrzymania wnuka przez dziadków .W tym zakresie sąd przesądził te kwestię. Przede wszystkim ocenił, że decyzja jest przedwczesna. Materiał dowodowy ma luki polegające na niewyjaśnieniu w stopniu dostatecznym sytuacji finansowej matki dziecka. Organ ograniczył się tylko do jej oświadczenia – informuje Mirosława Rozbicka-Ostrowska z Wojewódzkiego Sąd Administracyjnego we Wrocławiu.

Urzędnicy Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej w Rudnej nie chcieli wystąpić przed kamerą. Swoje stanowisko przedstawili pisemnie:

„Ocena sytuacji dochodowej matki dziecka była dokonywana na podstawie rodzinnego wywiadu, nie zaś oświadczenia. Samorządowe Kolegium Odwoławcze uchyliło zaskarżoną decyzję w całości i przekazało sprawę do ponownego rozpatrzenia, nie zaś umorzyło postępowanie pierwszej instancji”.

- Czujemy taką niemoc, że żadne wyroki sądu, żadne wyższe instancje nie są w stanie zahamować działania pomocy społecznej w Rudnej – mówi Barbara Tomaszewska, córka pani Janiny.*

* skrót materiału

Reporterka: Małgorzata Frydrych

mfrydrych@polsat.com.pl