Stracił wzrok… po operacji oka

Zamiast odzyskać, stracił wzrok. Janusz Jagniątowski wydał 3,5 tysiąca złotych na zabieg usunięcia zaćmy w jednej z prywatnych klinik w Kielcach. 82-letni mężczyzna mówi, że po zabiegu przestał widzieć na operowane, prawe oko. Nikt nie poczuwa się do winy.

- Lekarka w przychodni stwierdziła, że mąż ma początki zaćmy. Powiedziała, że wystawi już skierowanie, bo to dwa lata się czeka – opowiada Zofia Jagniątowska, żona pana Janusza.

Pan Janusz nie chciał czekać na zabieg dwa lata, więc postanowił leczyć się prywatnie w jednej z kieleckich przychodni okulistycznych. Tam operacja miała się odbyć bardzo szybko.

- Wyjęliśmy 3,5 tys. zł oszczędności, bo powiedzieli, że tyle to będzie kosztowało – opowiada pan Janusz.

Zabieg wykonano w lutym 2012 roku. Już po zabiegu pani Zofia zaczęła podejrzewać, że nie wszystko poszło zgodnie z planem.

- Mąż po zdjęciu tego opatrunku nie widział. Prawie codziennie byliśmy u lekarza. Kazali palce liczyć, on mówi, że cień widzi – opowiada pani Zofia.

- Była taka młoda lekarka i mówi: przykro mi, ale nie będzie pan widział. I to mnie posadziło – dodaje pan Janusz.

Niestety, kolejne wizyty w klinikach okulistycznych w Katowicach i Krakowie potwierdziły, że pan Janusz w prawym oku wzroku już nie odzyska. Żaden z lekarzy natomiast nie przyznał, że doszło do tego w wyniku zabiegu wykonanego w kieleckiej przychodni.

- Mąż przed zabiegiem widział, a po zabiegu już nie. Mamy informację, że uszkodzony jest nerw w oku, przecież nerw się nie uszkodził ot tak sobie, nerw został uszkodzony podczas zabiegu - mówi pani Zofia.

- Nie będziemy udzielać wywiadów, bo w tym momencie jest za wcześnie – powiedział przedstawiciel przychodni, w której wykonano zabieg.

Po utracie wzroku w jednym oku pan Janusz podupadł na zdrowiu. Zaćma pojawiła się też w drugim oku. Kolejnego zabiegu mężczyzna się jednak obawia.

- Z człowieka, który prowadził samochód, był pełnosprawny, zadowolony z życia, oklapł – mówi pani Zofia.

Prawnik przychodni, gdzie wykonano zabieg w przesłanym do nas piśmie twierdzi, że nie doszło tam do żadnych uchybień: „Operacja była przeprowadzona  prawidłowo i bez powikłań, co potwierdziły wizyty pooperacyjne.”

Jednak pani Zofia dowiedziała się, że przychodnia chce wypłacić im zadośćuczynienie.

- Nasz prawnik powiedział, że są w stanie zapłacić 10 tys. zł. Ale za co? Proszę policzyć ile nas kosztowało 30 wyjazdów samochodem do Katowic do lekarzy – mówi pani Zofia.

Małżeństwo zadośćuczynienia nie przyjęło, a sprawę postanowiło zgłosić prokuraturze. Śledczy wszczęli postępowanie, sprawdzą, czy w kieleckiej przychodni doszło do błędu medycznego.

- Prokurator wszczął śledztwo w kierunku spowodowania ciężkiego uszczerbku na zdrowiu – informuje Rafał Orłowski z Prokuratury Okręgowej w Kielcach.

- Kto jest winny tego, co się stało? Ja wiem, że nie mam sprawnego oka. Z gabinetu wyszedłem ślepy – mówi pan Janusz.*

* skrót materiału

Reporter: Michał Bebło

mbeblo@polsat.com.pl