Po 35 latach oszczędzania ma 4 zł!

Alicja Kraszewska w 1979 roku starała się o większe mieszkanie. Pożyczyła w zakładzie pracy 35 tys. zł i w tzw. lokalu rotacyjnym czekała na przydział. Przez 37 lat kobieta sądziła, że jej pieniądze są na książeczce mieszkaniowej. Tymczasem pozostały na koncie spółdzielni i uległy denominacji. Spółdzielnia wypłaciła pani Alicji… 4,20 zł!

W 1979 roku pani Alicja chciała zwiększyć wkład na książeczce mieszkaniowej po to, żeby dostać większe mieszkanie. Pożyczyła pieniądze w swoim zakładzie pracy - 37 tysięcy złotych. Na czas oczekiwania na większe mieszkanie dostała tzw. lokal rotacyjny -  56 metrów kwadratowych. W 2003 roku zmieniły się regulacje prawne dotyczące lokali rotacyjnych. Osoby oczekujące na zamianę mieszkania uznano za najemców.

- To wygląda tak, jakbym się teraz zgłosiła do administracji spółdzielni i poprosiła o wynajem tego mieszkania. Ja nawet nie umiem tego nazwać. Efekt tej zmiany prawnej jest taki, że ja mam podwyższony czynsz z 500 do 1200 złotych – mówi pani Alicja.

Rencistki nie stać na płacenie tak wysokiego czynszu. Jedyną możliwością jest wykup lokalu od spółdzielni. I tu pierwsza przykra niespodzianka
– pani Alicja musi zapłacić cenę rynkową, czyli około 7 tys. zł za metr. Kobieta była przekonana, że ma pieniądze zgromadzone na książeczce mieszkaniowej i to pomoże jej w wykupie.

- Udałam się do banku dopełnić formalności i zrewaloryzować mój wkład. Wtedy się okazało, że tych 37 tys. zł nie ma. Zatelefonowałam do spółdzielni. Księgowa oznajmiła mi, że te pieniądze są jeszcze na koncie spółdzielni – opowiada pani Alicja.

Przez 35 lat kobieta była przekonana, że środki są na jej książeczce mieszkaniowej.  Przedstawiciele spółdzielni nie zaprzeczają, że pieniądze w dalszym ciągu są, ale na koncie spółdzielni. Jest jednak pewien problem: 37 tys. zł, to teraz niewiele ponad 4,20 zł.

- Spółdzielnia przesłała mi kopię przelewu. Po denominacji to wyszło 3 zł z groszami plus odsetki – mówi pani Alicja.

Dzisiaj ciężko jest o odpowiedź na pytanie: dlaczego pieniądze pani Alicji nie trafiły tam, gdzie miały trafić. Przedstawiciele spółdzielni nie chcieli wystąpić przed kamerą.

- Była denominacja? Była. My nie możemy teraz operować tamtymi kwotami. Jakby pani mecenas tej pani się zagłębiła, to wiedziałaby, że w spółdzielniach nie ma waloryzacji – usłyszeliśmy od przedstawicielki Spółdzielni Mieszkaniowej „Łazienkowska”.

Panią Alicję potraktowano jak zwykłego najemcę. Prezes spółdzielni „Łazienkowska” nie widzi powodu, dla którego miałby zmniejszyć kobiecie opłatę za czynsz.

- Ja jej nie wyrzucam z mieszkania. Ona czynszu nie płaci, dlatego składam pozwy o nakaz zapłaty i dostanę taki pozew. A co zrobię dalej, to na razie… Członkowie spółdzielni muszą płacić czynsz – dodał prezes spółdzielni.

- Mam do wyboru. Albo apteka, albo czynsz. Jeżeli przestanę płacić za aptekę, przestanę chodzić. Ja jestem na stałych lekach, które muszę brać – mówi pani Alicja.

Kobieta próbowała szukać sprawiedliwości w sądzie. Tam jednak przegrała. Sąd nie wziął pod uwagę całej historii pani Alicji, odnosząc się w swoim orzeczeniu jedynie do zaskarżenia przez nią wysokości czynszu. Jeżeli w najbliższych dniach pani Alicja nie zapłaci, czeka ją eksmisja.*

* skrót materiału

Reporter: Jan Kasia

jkasia@polsat.com.pl