Bracia żyją dzięki sąsiadom
Urzędnicy, wstydźcie się! Dwóch niepełnosprawnych intelektualnie braci koczuje bez opieki w mieszkaniu komunalnym w Lublinie. Mężczyźni po śmierci matki zamienili lokal w ruderę. Żyją bez gazu, prądu i ogrzewania. Ponieważ urzędnicy nie interesują się ich losem, wyręczają ich sąsiedzi.
46-letni pan Andrzej i 51-letni pan Zdzisław są braćmi niepełnosprawnymi intelektualnie. Ich ojciec zmarł 15 lat temu, a matka 7 lat później. Wówczas zaczął się dramat mężczyzn. Zrozpaczeni i zupełnie nieporadni zostali sami w komunalnym mieszkaniu w Lublinie.
- To jest pokój Andrzeja – oprowadza nas po mieszkaniu Andrzej Szyszka ze Społecznego Komitetu Mieszkańców. - On ściąga do niego wszystko, czy mu to potrzebne czy nie. Zobaczcie, to urąga godności człowieka – dodaje mężczyzna.
Reporterka: A po co sobie pan tu tak wszystko znosi?
Pan Andrzej: Nie mam ubrań, nie mam nic.
- Pokaż, Andrzejku, jeszcze kuchnię i łazienkę. Nie mają światła, gaz jest zakręcony.
Mama ich oprała, mama im ugotowała, mama poszła z nimi do lekarza, wszystkiego pilnowała. A teraz jest dramat. Nie są to jakieś łobuzy, to są grzeczni chłopcy. Jak potrzeba, to i liście zgrabią, i śnieg odgarną, starszym paniom wyniosą śmieci – mówi Andrzej Szyszka ze Społecznego Komitetu Mieszkańców.
Bracia są pod stałą opieką sąsiadów. Ci mają jednak ogromne pretensje do Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie w Lublinie, że instytucja właśnie na nich przerzuciła obowiązek opieki nad panem Andrzejem i panem Zdzisławem.
- Z ośrodka przychodzą na zasadzie: jak trzeba kartkę żywnościową raz na miesiąc odebrać, albo jak doniosą mieszkańcy, którzy nie mogą na to już patrzeć – twierdzi Andrzej Szyszka ze Społecznego Komitetu Mieszkańców.
Co na to Miejski Ośrodek Pomocy Rodzinie w Lublinie. Rozmawiamy z rzecznik ośrodka - Magdaleną Suduł.
Rzecznik: Panowie odwiedzani są codziennie przez osobę zatrudnioną w organizacji pozarządowej, a świadczącą na nasze zlecenie usługi opiekuńcze.
Reporterka: Jest pani przekonana, że tam codziennie ktoś przychodzi i wspiera tych panów?
Rzecznik: Sprawdzamy to oczywiście wyrywkowo. Natomiast nie mamy możliwości organizacyjnych, aby być u panów codziennie.
- Tu jest zainteresowanie wtedy, jak pan Szyszka zrobi u nich jakiś dym – twierdzi pani Anna, sąsiadka braci.
Fragment rozmowy z braćmi:
Reporterka: A jadł pan dzisiaj cokolwiek?
Pan Andrzej, młodszy z braci: Jadłem chleb.
Andrzej Szyszka: Jadłeś suchy chleb?
Pan Andrzej: I trochę boczku.
Andrzej Szyszka: Ktoś mu dał po prostu, bo stoi na dzielnicy pod takim sklepem. Jak ludzie go widzą, to litują się i mu dają.
Sytuacja braci staje coraz bardziej dramatyczna. Sąsiedzi od 4 lat walczą, aby umieścić ich w domu opieki społecznej. Boją się, że mężczyźni nie przetrwają kolejnej zimy w takich warunkach.
Fragment rozmowy z braćmi:
Reporterka: Jak pan przetrwa zimę, jak tutaj nie ma szyby w oknie i nie da się go zamknąć. Przecież pan zamarznie.
Pan Andrzej: Da się zamknąć:
Reporterka: A jak pan tutaj śpi?
Pan Andrzej: Mam dwie kołdry.
Reporterka: Chciałby już pan iść do tego domu pomocy społecznej, żeby miał pan ciepło i co zjeść?
Pan Zdzisław: Tak
Reporterka: Boi się pan zimy, że tutaj zamarzniecie?
Pan Zdzisław: Tak.
- Już otrzymaliśmy informację zwrotną z innego powiatu, że są wolne miejsca w tamtejszym domu pomocy społecznej i będzie zgoda na przyjęcie tych panów – powiedziała Magdalena Suduł, rzecznik Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie w Lublinie.
- Najbardziej potrzebuję domu – rozpacza pan Andrzej, młodszy z braci.*
* skrót materiału
Reporterka: Małgorzata Frydrych