Pogotowie winne śmierci pielęgniarki?
Chora na serce pielęgniarka z Grójca czekała na przyjazd karetki aż 28 minut. Pani Krystyna zmarła w szpitalu nie odzyskawszy przytomności. Mąż pani Krystyny ustalił, że jego żona mogła otrzymać pomoc już po 7 minutach od wezwania.
Byli małżeństwem przez 43 lata. Dziś panu Piotrowi Świtalskiemu z Grójca pozostały tylko zdjęcia żony i wspomnienia feralnej nocy, która mu ją odebrała.
- Żona całe życie przepracowała w służbie zdrowia i pomagała każdemu w każdej chwili, o każdej porze dnia i nocy. Raz sama potrzebowała pomocy i nie uzyskała tej pomocy – opowiada pan Piotr.
Dwa lata temu, w nocy z 1 na 2 listopada, pani Krystyna nagle źle się poczuła. Miała kłopoty z oddychaniem. Pan Piotr zadzwonił na pogotowie. To fragment tej rozmowy:
Dyspozytor: Ratownictwo medyczne, Radom, dyspozytor trzy, słucham.
Pan Piotr: Moja żona bardzo źle się czuje. Choruje na serce.
Dyspozytor: Co się z nią dzieje w tej chwili?
Pan Piotr: Dusi się w tej chwili, to jest Grójec, ulica POW…
Dyspozytor: Przyjęłam zgłoszenie, wyślę karetkę.
- Sytuacja się zrobiła tragiczna, żona gwałtownie zaczęła się czuć coraz gorzej – opowiada pan Piotr, który jeszcze raz zadzwonił na pogotowie:
Dyspozytor: Słucham, ratownictwo medyczne Radom.
Pan Piotr: Ja dzwoniłem na POW, prosiłem o pogotowie, szybko.
Dyspozytor: Proszę pana, karetka jedzie z Warki, bo w Grójcu nie ma żadnej karetki, są na wyjazdach. A co się dzieje z żoną?
Pan Piotr: O Jezu, dusi się
W tle słychać panią Krystynę: Jezu, ja umieram.
Dyspozytor: Karetka wyjechała na sygnale z Warki do państwa.
Kilka minut po ostatniej rozmowie z dyspozytorem, pani Krystyna przestała oddychać. Pan Piotr rozpoczął reanimację. Karetka z Warki przyjechała po 28 minutach od pierwszego zgłoszenia. Nieprzytomną kobietę odwieziono do grójeckiego szpitala.
- Zmarła o godzinie 2 w nocy, 8 listopada, na OIOM-ie. Nie odzyskała przytomności – mówi pan Piotr.
Po śmierci pani Krystyny okazało się, że na miejscu w Grójcu nie było żadnego wolnego ambulansu. Dyspozytor w Radomiu wysłał więc inną karetkę ze swojego rejonu. Pan Piotr uważa, że to błąd. Skierował więc sprawę do prokuratury. Ta dwukrotnie odmówiła wszczęcia śledztwa.
- Uznaliśmy, że dyspozytor postąpił słusznie, bowiem system działa tak, że on w ramach swojego rejonu ma wiedzę co do wolnych zespołów ratownictwa medycznego. Przy tej jego świadomości wysłał zespół ratownictwa medycznego, który obiektywnie mógł jak najszybciej dotrzeć do pokrzywdzonej – mówi Robert Czerwiński z Prokuratury Rejonowej Radom Wschód.
Pan Piotr przeprowadził własne śledztwo, które wykazało, że w czasie gdy, umierała jego żona, w pobliskim Tarczynie – oddalonym o 14 km od Grójca - stała wolna karetka z sąsiedniego rejonu.
- Zgodnie z danymi, które uzyskaliśmy z krajowego centrum operacyjnego Falck Medycyna w nocy z 1 na 2 listopada, między 1 a 2 w Tarczynie stacjonowała karetka Falck Medycyna. Była do dyspozycji operatorów - mówi Aleksander Hepner, ratownik Falck Medycyna.
- Tarczyn jest o połowę bliżej niż Warka. Do Warki jest 28 km, a do Tarczyna 14 km. Poza tym do Tarczyna jest piękna droga, natomiast z Warki jest droga kręta, byle jaka. Karetka z Tarczyna, jak się dowiadywałem od ratowników i kierowców, byłaby co najwyżej w ciągu 7, 8 minut – mówi pan Piotr.
Dlaczego nie wysłano karetki z Tarczyna? Dyrektor pogotowia w Radomiu odmówił komentarza przed kamerą. Nieoficjalnie uważa, że błędu nie popełniono.
- Aby zadysponować wówczas karetkę z Tarczyna, trzeba było dzwonić do koordynatora. Praktyka nasza przemawia za tym, że bezpieczniej jest wysłać tę, o której wiemy, że jest wolna, niż uruchamiać tę całą procedurę – powiedział nam dyrektor pogotowia w Radomiu.
- Pomoc między rejonami w żaden sposób nie jest skomplikowana. To jest kwestia wykonania jednego telefonu, upewnienia się, że dyspozytor sąsiedniego rejonu operacyjnego dysponuje zespołami ratownictwa medycznego wolnymi w tym momencie i przekazaniem adresu. Żadna sprawa – twierdzi Aleksander Hepner, ratownik Falck Medycyna.
Pan Piotr nie poddał się. Skierował do sądu w Radomiu prywatny akt oskarżenia przeciw dyrektorowi pogotowia i dyspozytorom. Sąd początkowo akt odrzucił, ale po odwołaniu w końcu sprawą się zajął.
- Sąd okręgowy rozpoznając tę sprawę uznał, że sąd rejonowy nie miał racji umarzając postępowanie w sprawie i nakazał temu sądowi prowadzenie postępowania – informuje Joanna Kaczmarek-Kęsik, rzecznik Sądu Okręgowego w Radomiu.
- Żona ostatnio była w dobrej formie. Półtora miesiąca wcześniej byliśmy w górach. Mam nawet nagrany film z tego pobytu. To raczej ja wyglądam na nim na schorowanego, a nie żona – podsumowuje pan Piotr.*
* skrót materiału
Reporterka: Irmina Brachacz-Przesmycka