Zaufali przyjacielowi…

Namówił do wzięcia 400 tys. zł kredytu, zobowiązał się do spłaty i zniknął z pieniędzmi. Państwo Dziedziurowie mogą stracić swój dom przez to, że zaufali przyjacielowi, Józefowi B. Nie są jedynymi ofiarami mężczyzny. Innym B. oferował sprowadzenie samochodów czy sprzętu kuchennego. Komornik nie są w stanie odzyskać ich pieniędzy, bo Józef B. oficjalnie nie ma żadnego majątku.

Pana Edward, pan Marek, pan Jakub, pan Andrzej i pani Elżbieta mieszkają w Świdniku. Łączy ich wspólny cel: walka z dłużnikiem Józefem B. 

- Wypadły mi włosy z nerwów, jak przestał spłacać. Szkoda mi dzieci, wnuków. Co nas czeka? On sobie nic z tego nie robi – rozpacza Joanna Dziedziura, która czuje się oszukana przez Józefa B.

- Zaufałam naiwnie. Daliśmy mu 15 tys. zł na sprowadzenie sprzętu kuchennego i nie dostarczył – mówi o Józefie B.  pani Elżbieta.

Państwo Dziedziurowie z Józefem B. przyjaźnili  się od ponad 40 lat. Kiedy Józef B. kilka lat temu potrzebował pomocy finansowej, Dziedziurowie nie odmówili. Pan Edward i jego żona dla Józefa B. wzięli w banku kredyt. Łącznie ponad 400 tysięcy złotych.

- Napisał, że do 2013 roku spłaci wszystko, dwa weksle mi podpisał. Kto by przypuszczał, on miał handel samochodami, zaufałem – mówi Edward Dziedziura.

Państwo Dziedziurowie wzięli kredyt, ale podpisali z Józefem B. umowę, w której mężczyzna zobowiązał się dług oddawać. Niestety, jak twierdzi pan Edward, Józef B. należnych pieniędzy nie oddawał, a oni kredyt w banku musieli spłacać.

- Grozi nam eksmisja z domu. Ja sobie tego nie wyobrażam. Mamy z żoną po 68 lat, gdzie my pójdziemy? Pracuję nocami w ochronie, całą pensję mi zabierają i jeszcze potrącają jedną czwartą z naszych emerytur – mówi Edward Dziedziura.

Pan Marek oraz pan Andrzej kilka lat temu też zaufali Józefowi B. Jak twierdzą, mężczyzna zobowiązał się im kupić auta w Niemczech. Wpłacali Józefowi B. pieniądze. Pan Marek około 10 tysięcy złotych, a pan Andrzej ponad  11 tysięcy euro. Niestety jak twierdzą, Józef B. z umowy nie wywiązał się. Do dziś nie mają samochodów ani pieniędzy.

- Zacząłem się z nim kontaktować, lecz nie odbierał telefonu. Po pewnym czasie odpowiedział mi, że auta nie będzie. Skierowałem sprawę do sądu. Sąd nakazał mu oddać pieniądze. Nic nie dostałem – opowiada pan Marek.

Pan Jakub podobnie jak pan Marek i Andrzej, też mówi, że wiele stracił robiąc interesy z Józefem B. Mężczyzna pięć lat temu miał sprzedać panu Jakubowi samochód. Zobowiązanie było potwierdzone notarialnie. Pan Jakub za sprzedane auto miał dostać 60 tysięcy złotych. Nigdy ich nie otrzymał.

- Dostał umowę, zabrał samochód i tyle go widzieli od 2009 roku. Teraz mamy problemy finansowe, żona w ciąży, a ten pan sobie  po świecie chodzi i nic sobie nie robi – mówi pan Jakub.

Oszukani nie mogli odzyskać pieniędzy. Szukali więc pomocy w sądzie. Ten nakazał Józefowi B. oddać należne kwoty wierzycielom. Mężczyzna jednak długów nie oddawał, więc sprawa trafiła do komornika.

- Komornik ustalił, że jedynym utrzymaniem dłużnika jest świadczenie emerytalno-rentowe i dokonał zajęcia 25 procent świadczenia. Jest to kwota niewielka w porównaniu z zobowiązaniami. Oficjalnie jest to jedyne źródło utrzymania tego pana – informuje  Tomasz Fornalski, komornik przy Sądzie Rejonowym  w Zamościu.

- Zdawałoby się, że nakaz zapłaty wszystko załatwia, mamy łatwą drogę do odzyskania pieniędzy. Jednak sam nakaz jest często pierwszym i ostatnim ratunkiem, bo dłużnik nie posiada majątku. Często pozycja wierzyciela jest gorsza niż pozycja dłużnika - mówi Iwona Kusio-Szalak, radca prawny.

Józef B. jest nieuchwytny. Staramy się  więc porozmawiać z jego byłą żoną. Jak twierdzą państwo Dziedziurowie, kiedy brali ponad 400 tys. kredytu, państwo B. byli jeszcze małżeństwem. 

Rozmowa z byłą żoną Józefa B.:

Reporterka: Czyli nie ma go w Polsce?
Była żona B.: A co ja mam powiedzieć… Nie wiem, gdzie jest, wymeldowany jest. Od 5 lat mam rozdzielność majątkową. Inaczej nie miałabym dachu nad głową.
Reporterka: Czy to prawda, że pieniądze stracił przez hazard?
Była żona B.: On z hazardem jest związany o dawna. Prosiłam go, ale nie zmieniał się. Ja odpowiadam za siebie. Jest sąd.

Dziś wierzyciele są zrozpaczeni, bo prawo wobec takich sytuacji pozostaje bezradne.

- Prawo chroni złodzieja, a nie porządnego człowieka – denerwuje się pan Marek ze Świdnika. 

- Stracimy dom, by dzieciom nie zostawić długu Ja już nie mogę mówić – rozpacza Joanna Dziedziura.*

* skrót materiału

Reporterka: Żanetta Kołodziejczyk-Tymochowicz

interwencja@polsat.com.pl