Widział 13 samobójstw
Pod lokomotywą Zbigniewa Budzińskiego w ciągu 21 lat pracy zginęło aż 13 samobójców. Maszynista doskonale pamięta każdego z nich. Nie miał najmniejszych szans, by zatrzymać pociąg. Trauma po wypadku jest tak ogromna, że nie każdy pracownik kolei jest w stanie sobie z nią poradzić. A niemal każdy maszynista spotka na swojej drodze samobójcę.
- W miejscu, gdzie doszło do jakiegoś wypadku, ja przez następne 20 lat prawdopodobnie będę jeszcze jeździł. Ja to miejsce, ten punkt widzę za każdym razem, kiedy tam przejeżdżam. Niejednokrotnie tam się palą świeczki, niejednokrotnie tam jest krzyż, niejednokrotnie tam w święto zmarłych przychodzą ludzie – opowiada Zbigniew Budziński.
Pan Zbigniew ma 41 lat. Mieszka w Warszawie. Ma rodzinę, żonę, dzieci. Od 21 lat jest maszynistą oraz instruktorem. Teraz szkoli maszynistów do obsługi pendolino. Uczestniczy również w komisjach powypadkowych. Na torach niejedno widział i swoje przeżył, bo prawie zawsze, wcześniej lub później, na drodze każdego maszynisty stanie samobójca.
- Miałem 13 wypadków śmiertelnych z człowiekiem. My, znajdując się w połowie peronu, widzimy człowieka, który na końcu peronu podejmuje taką, a nie inną decyzję. W tym momencie mam 20 metrów do tego człowieka, więc jestem pozbawiony jakichkolwiek możliwości zareagowania. Są ludzie, którzy z tym sobie poradzą, ale są też i takie przypadki, kiedy kończy się kariera zawodowa – opowiada pan Zbigniew.
- Maszynista jest przede wszystkim narażony na różnego typu reakcje psychologiczne, jak ASD, czyli ostra reakcja na stres i zespół stresu pourazowego – mówi Jakub Niklas, psycholog współpracujący z PKP InterCity.
- Pamiętam taki wypadek, kiedy wydawało się, że pomocnikowi maszynisty nic nie jest. Normalnie rozmawialiśmy, spisaliśmy protokół, policja sprawdziła naszą trzeźwość, wszystko było ok. Po pół godzinie później wjechaliśmy na stację Warszawa Centralna i się okazało, że pomocnik jest
w takim szoku, że nie jest w stanie odpowiedzieć mi „tak” lub „nie”. Nie jest w stanie powiedzieć mi jak się nazywa. Przyjechało pogotowie i udzieliło mu pomocy. Tego człowieka widziałem pierwszy i ostatni raz w swojej karierze zawodowej – wspomina pan Zbigniew.
Maszynista doskonale pamięta każdy wypadek, w którym brał udział. Pamięta wszystkich samobójców, którzy stanęli na drodze jego lokomotywy, pamięta tych, co się rozmyślili, ale i tych co wrócili po śmierć na torach.
- Z doświadczenia też wiem, że te osoby w ciągu 24, 48 godzin niestety na te tory wracają. Kiedyś dopiero z odległości 15, 20 metrów zobaczyliśmy, że człowiek leży na podkładach, na plecach, głową skierowany w naszym kierunku. Przejechaliśmy nad nim 160 km na godzinę. Nic mu się nie stało. To było w sobotę. W niedzielę dostałem telefon, że ten człowiek zrobił dokładnie to samo, co dzień wcześniej, dokładnie w tym samym miejscu, tylko niestety ze skutkiem śmiertelnym – opowiada pan Zbigniew.
- Około 270 osób rocznie ginie na torach. Wakacje są dużym nasileniem, dużym nasileniem są okresy świąt, takie jak listopadowe, wielkanocne – mówi Paweł Hordyński z PKP InterCity SA.
Każdy wypadek na torach to dla maszynisty trudne doświadczenie, czasami trauma, z którą musi sobie poradzić. Od zeszłego roku PKP InterCity oferuje maszynistom pomoc psychologów. Jak na razie jest to jedyny przewoźnik, który dostrzegł ten problem.
- Ofiarą wypadku jest osoba, która wpadła pod pociąg lub popełniła samobójstwo, ale również maszynista, który prowadził ten pociąg, oraz osoba, która jest świadoma tego, co się zdarzyło: kierownik pociągu, konduktor, który musi wyjść i udzielić pomocy osobie poszkodowanej, jak i również osoba, która stała nieopodal i widziała całe to zdarzenie. Oni również są ofiarami wypadku – tłumaczy Jakub Niklas, psycholog współpracujący z PKP InterCity.
- Ja to bym takiego człowieka posadził za nastawnik i pokazał mu, jak to tak na prawdę jest, jakie są odczucia maszynisty, co w tym momencie czujemy i jakie są później konsekwencje tego dla nas – dodaje pan Zbigniew.*
* skrót materiału
Reporterka: Małgorzata Pietkiewicz