Dom pomocy społecznej dla wybranych
Starsze, schorowane małżeństwo nie ma już sił, by opiekować się niepełnosprawnym synem. Chce go oddać do domu pomocy społecznej. Urzędnicy mówią jednak „nie“. Pani Zofia i pan Stanisław mają ponad 70 lat. Oprócz niepełnosprawnego syna, muszą opiekować się nastoletnią wnuczką, a wkrótce również poważnie chorą córką.
Pani Zofia i pan Stanisław są inwalidami, mają po ponad 70 lat. W 2007 roku ich syn Mariusz miał tragiczny wypadek i od tego czasu wymaga stałej opieki.
- Dostalem się pod lokomotywę, Wracałem z pracy, byłem zmęczony i zakręciło mi się w głowie. Niestety od tego czasu jeżdżę na wózku inwalidzkim – opowiada Mariusz Szczepanek.
- Syn wymaga intensywnej, całodobowej opieki. Bywa tak, że trzeba przy nim godzinę spędzać non stop. Ja już nie mogę, nie mam siły. Ostatnio doszła sprawa odleżyn, które wymagaja, żeby doglądać non stop – opowiada pani Zofia, matka pana Mariusza. Kobieta ma pierwszą grupę inwalidzką, a jej mąż Stanisław drugą. Oboje czują się coraz gorzej.
- Według ostatniego badania mam 40 procent utraty słuchu, poza tym jestem chory na prostatę. W 2001 roku byłem operowany w Olsztynie i cały czas jestem pod kontrolą – opowiada Stanisław Szczepanek, ojciec pana Mariusza.
- Ja jestem po operacji biodra, mam niesprawną prawą nogę na skutek wypadku sprzed 20 lat temu.
Ostatnio mąż przez sześć tygodni był w Olsztynie na radioterapii, a ja zostałam sama. Myślałam, że wyciągnę nogi – dodaje Zofia Szczepanek, matka pana Mariusza.
Kilka miesięcy temu na państwa Szczepanków spadło kolejne nieszczęście. U ich córki wykryto nową, rzadką chorobę. Od maja kobieta leży na zamkniętym oddziale w szpitalu w Warszawie. Za leczenie córki starsze małżeństwo musiało zapłacić 30 tysięcy złotych.
- To się nazywa amyloid. To jest jakaś nowoodkryta choroba, która atakuje cały organizm. W dodatku córka jest wdową i ma siedemnastoletnią wnuczkę. Musimy się nią opiekować, bo została sama. Dla nas to jest naprawdę duże obciążenie, a jak córka wróci ze szpitala, to będziemu musieli się nią zająć. To przerasta. Ja jestem fizycznie i psychicznie wykończona – mówi pani Zofia.
W 2011 roku pani Zofia i pan Stanisław stwierdzili, że sytuacja ich przerasta. Poprosili o pomoc i umieszczenie ich syna w domu pomocy społecznej.
- Nie bardzo mi się to uśmiecha, ale to koniecznośc. Muszę gdzieś iść, żeby nie obciążać rodziców - mówi pan Mariusz.
Państwo Szczepankowie czterokrotnie pisali odpowiednie wnioski do Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej w Szczytnie. Opisywali swoją sytuację, dołączali zaświadczenia o stanie zdrowia. Proponowali, że będą dopłacać 500 złotych miesięcznie. Za każdym razem odpowiedź była taka sama. Odmowna.
- Odmówiliśmy ponieważ widzimy możliwość zapewnienia usług opiekuńczych w miejscu zamieszkania. Pan Mariusz korzysta ze Środowiskowego Domu Samopomocy w Szczytnie, jest młody, a umieszczanie kogoś w DPS-ie jest ostatecznością – mówi Hanna Bojarska, dyrektor Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej w Szczytnie.
- Zaproponowano nam płatną pomoc opiekunki w godzinach od 8 do 15, a nasz syn od 9 do 13 przebywa w ośrodku i nie ma takiej potrzeby. Problem jest po południu i w nocy. Wtedy jednak pomoc społeczna opieki nie zapewnia – mówi pani Zofia.
Kilka tygodni temu państwo Szczepankowie byli też u burmistrza Szczytna. Jak twierdzą, to też nic nie dało. Dopiero po naszej interwencji sprawa ruszyła z miejsca. Urzędnicy obiecali pomoc.
- Nie mogę zadeklarować, że zdejmiemy wszystkie troski z tej rodziny. Tam się skumulowało wiele spraw, które budzą emocje. Będziemy się starali wniknąć w tę sprawę i znaleźć rozwiązanie, które będzie korzystne przede wszystkim dla tego niepełnosprawnego pana oraz dla pozostałych członków tej rodziny – powiedziała Danuta Górska, burmistrz Szczytna.
- Najpierw rozważymy możliwość pomocy w środowisku. Jeśli okaże się to niemożliwe, wowczas pan zostanie skierowny do domu pomocy społecznej – dodaje Hanna Bojarska, dyrektor Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej w Szczytnie.
- Na tyle, co my żeśmy się upominali, to człowiek już stracił nadzieję. Pani w MOPS-ie powiedziałem, że to jest powolna eutanazja, dobijają nas – mówi Stanisław Szczepanek, ojciec pana Mariusza.*
* skrót materiału
Reporterka: Paulina Bąk